Mówiliście w dzieciństwie, aż do zakręcenia języka i głowy: "ząb, zupa zębowa, dąb, zupa dębowa, ząb, zupa zębowa, dąb, zupa dębowa, ząb..."?
Nie wiem jak Wasz, ale mój brzuch jest najszczęśliwszy, gdy ma przed sobą talerz zupy.
Och, oczywiście uwielbia on pierogi, koniecznie z kaszą gryczaną. Uwielbia on pasztet z soczewicy z odrobiną pieczarek. Uwielbia on kawę z odrobinką mleka. Uwielbia on... I tak bez końca, choć na sam koniec należy wymienić miłość mojego brzucha do Milki. I czekolady Lindt. I szczypiorku! Na naszych parapetach zielono już, a na moim talerzu RADOŚNIE zielono!
Jednak zupy wszelkie... Och, talerz pysznej zupy jest lepszy od seksu i poezji francuskiej w oryginale razem wziętych. (Mam nadzieję, że nie czytacie tego przed 22.00, bo wtedy narażam się na zarzut nieobyczajne go zachowania. Oczywiście odnośnie wzmianki o seksie, nie o francuskiej poezji. Chociaż... )
Mogę jeść zupę na każdy posiłek. No, może poza śniadaniem. Co prawda, kłóci się to ze zdaniem, które kiedyś gdzieś wyczytałam: "Dżentelmen nigdy nie je zupy na lunch". Było to w Anglii tak popularne powiedzenie, że aktualne jeszcze ponoć w XX wieku. A ojciec któregoś ze słynnych angielskich architektów dawał mu radę na dorosłe życie: "Synu, są trzy kategorie mężczyzn, którym nigdy nie wolno ufać: to ci, którzy polują na południe od Tamizy, ci, którzy jedzą zupę na lunch i ci, którzy pomadują wąsy".
Jest taka stara chińska przypowieść z zupą w roli głównej. Pewien człowiek zapytał Boga, jak wygląda niebo i piekło. Bóg pokazał mu bajeczną krainę, spokojną, ciepłą, w której było pod dostatkiem pysznej zupy. Jej mieszkańcy, mimo tego, cierpieli wielki głód, gdyż łyżki, które mieli były dużo dłuższe niż ich ramiona i nie potrafili sięgnąć nimi do ust. "To jest piekło", powiedział Bóg. Potem pokazał inną krainę, równie bajkowo piękną, spokojną i ciepłą, i także z dostatkiem pysznej zupy w niezliczonych garnkach i miskach. Mieszkańcy tej krainy także byli uzbrojeni w łyżki dłuższe od swoich ramion, ale mimo tego byli szczęśliwi, bo byli syci, karmiąc się zupą, przy pomocy owych długich łyżek, nawzajem. "A to jest raj", powiedział Bóg do człowieka.
W naszej kuchni każdy ma swoją specjalizację. Tak ogólnie, jak i odnośnie samych zup. Moja Mama jest wysokiej klasy specjalistą od pierogów wszelakiej zawartości, ja piekę calzone. Moja Mama robi boskie makowce i ciasta drożdżowe, a mi całkiem zjadliwie wychodzą torty orzechowe, serniki i inne takie tam. W krainie zupowej, moja Mama gotuje boską grochówkę bezmięsną i takąż fasolową. A czerwony barszcz mojej Mamy z bobem to czysta poezja. A pomidorowa z kluskami lanymi. I jeszcze groszkowa, z nóżką brokułową w roli ziemniaków... O zupach maminych mogłabym tak bez końca. Gotuje ona tak pyszne zupy, że ja ośmielam się pichcić ich jedynie kilka. A więc flaczki sojowe (przepis tutaj
KLIK), a więc zupę krem z groszku i mozarelli (przepis tutaj
KLIK), zupa z soczewicy (przepis tutaj
KLIK), a więc brokułową, pomidorową i paprykową. Kiedyś wytworzyłam szpinakową, co do której miałam wielkie nadzieje, ale okazała się być w smaku tożsama ze szczawiową... Wielkie rozczarowanie dla mnie, a olbrzymia radość dla rodzicielki.
Moje zupowe poszukiwania ciągle w toku. Szukam właśnie wśród garnków, metodą prób i błędów, oczywiście także metodą szperania w książkach, gazetach i internecie, idealnego, boskiego przepisu i smaku zupy z białych warzyw, a wiec selera, pietruszki, kalafiora i tak dalej. Na razie najlepiej wychodzi z kozim serkiem, ale to jeszcze nie to...
No, ale dosyć czczej paplaniny, czas do garów!
Zupa - krem brokułowa
Przepis na brokułowy krem dostałam od pani magister od polskiego z Poznania. (Przyznam Wam, że gdy pisze każdą literkę i myślę sobie, że może Magda to przeczyta, natychmiast robię wiele błędów różnego rodzaju... Strach straszna rzecz!)
Dla 4 osób potrzebujemy:
- 3 niezbyt wielkie ziemniaki
- 1 duży brokuł, bez nóżki
- 1 -2 łyżki słodkiej śmietanki
- sól, pieprz
Obrane i pokrojone w grubą kostkę ziemniaki wrzucamy do garnka i zalewamy wrzątkiem, tak by tylko przykryła ziemniaki. Gdy ziemniaki są średnio miękkie, wrzucamy brokuł rozerwany na różyczki, dolewamy w miarę potrzeby wrzątku, tak by warzywa były nie do końca zalane wodą. Gotujemy jeszcze, pod przykryciem, z 3 - 5 minut, do miękkości warzyw. Blenderujemy. Wlewając do miseczek, dekorujemy łyżką śmietanki. Można poszaleć i udekorować piękną poduchą z lekko posolonej ubitej tłustej śmietanki.
To ulubiona zupa mojej Mamy, która często wrzuca sobie do niej makaron - kokardki.
Zupa - krem z pomidorów
Przepis wypatrzyłam wieki temu gdzieś w internecie, ale gdzie... Oczywiście, przez lata, nieco go zmodyfikowałam. I tak...
Dla 4 - 6 osób potrzebujemy:
- 3 średnie marchewki
- 1 średnia pietruszka
- pół sporego selera
- z 10 cm pora lub średnia cebulka
- 3 liście laurowe zwane u mnie w domu listkiem bobkowym
- 3 ziela angielskie
- 2 łyżki pasty lub koncentratu pomidorowego
- puszka (400 gram) pomidorów bez skórki
- łyżka oleju
- sól, pieprz do smaku, szczypta cukru
- opcjonalnie ćwierć kubka soku pomarańczowego, do ewentualnego rozrzedzenia zbyt gęstej zupy
Marchew, pietruszkę, seler, por obieramy, kroimy w duże kawałki (taką spooorą kostkę) i zalewamy litrem zimnej wody, dodajemy ziele i liście. Ja bardzo lubię w tej zupie lekki posmak selerowy, więc daję sporo selera, więcej niż jego połowa. Dla wielbicieli słodszych zup polecam, miast średnich, większe marchewki. Warzywa, po zagotowaniu wody, pichcimy na małym ogniu do niemal miękkości, ok. 15 minut. Wyciągamy z garnka liście laurowe i ziele angielskie. Wrzucamy zawartość puszki z pomidorami, dodajemy koncentrat pomidorowy. Zagotowujemy i gotujemy na małym ogniu jeszcze 5 minut. Przyprawiamy, dodajemy łyżkę oleju (żeby był pożytek z witamin przeróżnych z warzyw) i zdejmujemy z ognia, miksujemy. Jeśli zupa jest dla nas nazbyt gęsta, dolewamy po odrobinie sok pomarańczowy. Wtedy zupę trzeba jeszcze raz zagotować.
Zupa jest naprawdę boska. U nas jada się ją tak gęstą, jaka wychodzi bez dodawania soku pomarańczowego. Podaję ją z ryżem brązowym lub z makaronem (to ulubiona wersja Mamy, wielbicielki makaronów). Pyszna jest też sama w sobie, z odrobinką koziego sera na "czubku".
Z zupy tej robię także sos do makaronu. Wówczas najpierw smażę wielką cebulę, pokrojoną w grubą kostkę. Po jej zeszkleniu w głębokiej patelni, dodaję kubek zupy - kremu pomidorowej oraz pół puszki zielonego groszku. Wszystko podgrzewam mocno, a mocno, dodaję przyprawy typu tymianek, bazylia i tak dalej, i sos do makaronu gotowy.
W ogóle to jest taka zupa, z której można zrobić kilka innych dań. Poza sosem do makaronu służy mi także za zalewę do zapiekania makaronu (wielkich rur) ze szpinakiem a także baza do zupy z papryki. Zawsze gotuję ją z dwóch porcji, trzymam w lodówce i przez kilka dni, poza jedzeniem jako zupy pomidorowej właśnie, stanowi bazę innych działań kuchennych.
Zupa - krem z papryki
A ten przepis wyszperałam w "Kuchni". I oczywiście zmodyfikowałam... takie moje zboczenie:-)
Dla 4 - 6 osób potrzebujemy:
- 4 papryki czerwone
- 2 i 1/2 kubka zupy - kremu z pomidorów + ewentualnie odrobina przegotowanej wody
lub kubek pasty pomidorowej i 2 kubki bulionu warzywnego
- 3 ząbki czosnku
- papryczka chilli lub odrobinka pieprzu cayenne, lub też na końcu łyżeczki pasty harissa (pasta z ostrych papryczek chilli), lub pełna łyżeczka ostrej papryki w proszku
- łyżeczka słodkiej papryki w proszku
- oliwa
- sól, pieprz
Pokrojoną w kostkę cebulę smażymy na złoty kolor, dodajemy pokrojone w kostkę paprykę, papryczkę chilli (lub jej zamienniki), łyżeczkę słodkiej papryki i przeciśnięty przez praskę czosnek. Przez chwilkę smażymy, po czym dodajemy ok. pół szklanki przegotowanej wody i dusimy na małym ogniu przez 15 minut. Zdejmujemy z ognia i blenderujemy. Dodajemy zupę - krem z pomidorów lub jej zamienniki, stawiamy na ogień i gotujemy na małym ogniu, pod przykryciem, 5 minut. Jeśli zbyt gęsta dodajemy nieco przegotowanej wody. Przyprawiamy, oczywiście uważając na już istniejącą ostrość zupy.
Podajemy z grzankami z serem gorgonzola lub kozim. U nas jada się najczęściej grzanki z chleba razowego, ale bywają i z bagietki.
Polecam serdecznie każdą z zup. Pyszota, że ho ho ho ho ho! I jaka szybka pyszota! Może moje zdjęcia nie oddają smakowitości... Jakoś niespecjalnie wyszły. Blado, smutno... Zwłaszcza te grzanki... Ale to naprawdę pysznościowe zupy!
Słyszy się czasem, że "dobre maniery to hałas, którego nie robisz przy zupie" (Bennet Carf), ale niektórzy czasami jadają zupę po japońsku. "Mamo, siorbiesz..." "Inaczej nie da rady. Za dobra zupa. Po prostu chwalę kucharza." Grunt to uśmiech przy zupie. Bez tego nawet najlepsza zupa gorsza od łyżki dziegciu.
Aaaaa! A jeśli już o szczęśliwych brzuszkach... Moja Sąsiadka Zza Ściany Mieszkająca w Irlandii, i wbrew pozorom w tym sąsiedztwie wcale nie przeszkadza, że ja nieustająco mieszkam nad Iną, dopływem naszej piastowskiej:-)) Odry, a Basia mieszka za małą wodą... Nadal jesteśmy sąsiadkami! No więc moja sąsiadka Basia wystawiła zdjęcie swojego PODWÓJNIE szczęśliwego brzusia na konkurs fotograficzny. W zasadzie można powiedzieć, że jest to nie tyle samo brzucho, ale zdjęcie rodzinne:-)
Czaderski zestaw obuwia, prawdaż? Jeśli znajdziecie chwilkę i macie ochotę na małe kliknięcie to proszę o
KLIKU KLIK! i zagłosowanie na zdjęcie Basi.
Pozdrawiam wszystkie szczęśliwe brzuchy!!!
POŻERACZE ZUP WSZYSTKICH KRAJÓW ŁĄCZMY SIĘ!
No to znikam do karkochałturniczych działań okołowielkanocnych
Edyta z Kubkiem Kawy