"Ludzie, czekający w życiu na coś, dzielą się na dwie kategorie: na tych, którzy wiedzą, na co czekają, i na tych, którzy tego nie wiedzą, a tylko czekają."
Leopold Tyrmand
Często, jak z pewnością każdy z Was, na coś czekam. A przy tym, jak z pewnością każdemu z Was, przytrafia mi się czasem jako cel czekania, koniec czekania COŚ nie do końca zdefiniowanego, COŚ nie do końca opisanego, przeczuwanego, a może COŚ niedookreślonego... Jednak jeden cel czekania od zawsze jest dla mnie pewnikiem... Jesień.
Nie jest tajemnicą, że wielbię jesień.
Leopold Tyrmand
Często, jak z pewnością każdy z Was, na coś czekam. A przy tym, jak z pewnością każdemu z Was, przytrafia mi się czasem jako cel czekania, koniec czekania COŚ nie do końca zdefiniowanego, COŚ nie do końca opisanego, przeczuwanego, a może COŚ niedookreślonego... Jednak jeden cel czekania od zawsze jest dla mnie pewnikiem... Jesień.
Nie jest tajemnicą, że wielbię jesień.
Gdybym mogła wpadałabym z radosnym impetem w każdy ekscytująco szeleszczący, złocistoburoczerwony stosik liści pod każdym drzewem. I dokładnie tak, jak nasza Basta w środku zimy wbiegała w zaspy i radośnie tarzała się w śniegu, tak i ja tarzałabym się pośród liści klonów, dębów, akacji. Totalny jesienny odlot!
Gdyby zdarzyło się, iż zmuszona będę rozważać emigrację, czego nigdy dotąd nie czyniłam... poza, rzecz jasna, emigracją wewnętrzną... Tę zdarza mi się praktykować i to z pełnym oddaniem. A więc, gdybym rozważała inną, poza duchową, emigrację, to na mapie zaznaczyłabym jedynie te miejsca, gdzie jak najczęściej jest chłodno, chłodnawo, zimno, zimnawo i dżdżyście, i mgliście, i deszczowo. Bo to musi być takie miejsce, gdzie przez 365 dni w roku jest JESIEŃ... Ostatecznie może być także czasem wiosna, a czasem jesień. Z naciskiem na JESIEŃ oczywiście.
Na szczęście do jesieni już tak blisko. Już od kilkunastu dni wieczorami koncertują świerszcze... Już nawet pierwsze liście spadają z drzew... I jeszcze tylko chwila a przyjdzie czas na pierwsze śliwki... Potem tylko patrzeć a, trzask prask!!, nadejdą wietrzne i zamglone zmierzchy, poranne zawiesiste mgły i powietrze zapachnie jesienią... Gdybyście nie usłyszeli, w tym miejscu wzdycham rzewnie i tęskno...
No, ale koniec z tymi pseudorefleksjami! Żenada i rozpacz. Czyli dno. Czas przejść do sedna sprawy, do konkretów czyli do garów. Na tym jednak nieco lepiej się znam. Oczywista, gdzież mi tam do mojej Mamy, Mistrza Garów Pierwszej Klasy! Gdzież mi! Oczywista! Jednak jako podkuchenna też czasem coś tam zjadliwego w garze nawarzę.
Dziś, tak tęsknie czekając na jesień, a przy tym czekając mocno, a mocno na podgrzybki!!!!, uwarzyłam takie oto...
No, ale koniec z tymi pseudorefleksjami! Żenada i rozpacz. Czyli dno. Czas przejść do sedna sprawy, do konkretów czyli do garów. Na tym jednak nieco lepiej się znam. Oczywista, gdzież mi tam do mojej Mamy, Mistrza Garów Pierwszej Klasy! Gdzież mi! Oczywista! Jednak jako podkuchenna też czasem coś tam zjadliwego w garze nawarzę.
Dziś, tak tęsknie czekając na jesień, a przy tym czekając mocno, a mocno na podgrzybki!!!!, uwarzyłam takie oto...
Wykwintna Zupa z Grzybów
(to nie moje nazwanie, a tytuł onej zupy z książki "101 dań dietetycznych")
(to nie moje nazwanie, a tytuł onej zupy z książki "101 dań dietetycznych")
Potrzebujemy:
- 1/2 litra bulionu warzywnego
- 1/2 kg pieczarek, najlepiej małych
- 30 g (spora garść) suszonych grzybów, najlepiej podgrzybków
- 3 - 4 ząbki czosnku
- 1 łyżka oleju
- 100 ml śmietanki 12 % (ale może też być po prostu mleko)
- pęczek zielonej pietruszki
Suszone grzyby zalewamy wrzątkiem, tylko tak by je woda zakryła. Gotujemy na małym ogniu 15 - 20 minut. Odcedzamy, wylewając wywar do kubka, będzie potrzebny. Grzyby po przestudzeniu kroimy w paski.
Kroimy surowe pieczarki w dość cienkie plasterki, wzdłuż grzybka.
Do garnka wlewamy olej, podsmażamy na nim lekko starty lub posiekany drobno czosnek. Wlewamy bulion, doprowadzamy do wrzenia, wrzucamy pieczarki i gotujemy ok. kwadransa. Dodajemy grzyby suszone oraz wywar z nich. Gotujemy jeszcze 5 minut.
Zdejmujemy z ognia, dodajemy śmietankę (lub mleko), sól, pieprz oraz duuuużo posiekanej natki pietruszki.
Można jeść z bułką, grzanką lub dodając nieco makaronu. Choć wówczas nie będzie już tak dietetycznie, jak zakłada to książka, z której przepis.
Jak dla mnie, idealna zupa gdy czeka się na jesień. A jak idealna jesienią, to oczywiste!
Mam nadzieję, że Wam także, jeśli nawet nie zasmakuje po uszy, to choć posmakuje.
Podkuchenna Edyta z Kubkiem Kawy