"... kierujemy się na ogół tą maksymką, moc radości wzmacniać smutku odrobinką..." Jeremi Przybora

środa, 30 lipca 2014

Czekając na jesień

"Ludzie, czekający w życiu na coś, dzielą się na dwie kategorie: na tych, którzy wiedzą, na co czekają, i na tych, którzy tego nie wiedzą, a tylko czekają." 
                                                                                           Leopold Tyrmand

Często, jak z pewnością każdy z Was, na coś czekam. A przy tym, jak z pewnością każdemu z Was, przytrafia mi się czasem jako cel czekania, koniec czekania COŚ nie do końca zdefiniowanego, COŚ nie do końca opisanego, przeczuwanego, a może COŚ niedookreślonego... Jednak jeden cel czekania od zawsze jest dla mnie pewnikiem... Jesień.

Nie jest tajemnicą, że wielbię jesień. 
Gdybym mogła wpadałabym z radosnym impetem w każdy ekscytująco szeleszczący, złocistoburoczerwony stosik liści pod każdym drzewem. I dokładnie tak, jak nasza Basta w środku zimy wbiegała w zaspy i radośnie tarzała się w śniegu, tak i ja tarzałabym się pośród liści klonów, dębów, akacji. Totalny jesienny odlot! 
Gdyby zdarzyło się, iż zmuszona będę rozważać emigrację, czego nigdy dotąd nie czyniłam... poza, rzecz jasna, emigracją wewnętrzną... Tę zdarza mi się praktykować i to z pełnym oddaniem. A więc, gdybym rozważała inną, poza duchową, emigrację, to na mapie zaznaczyłabym jedynie te miejsca, gdzie jak najczęściej jest chłodno, chłodnawo, zimno, zimnawo i dżdżyście, i mgliście, i deszczowo. Bo to musi być takie miejsce, gdzie przez 365 dni w roku jest JESIEŃ... Ostatecznie może być także czasem wiosna, a czasem jesień. Z naciskiem na JESIEŃ oczywiście.

Na szczęście do jesieni już tak blisko. Już od kilkunastu dni wieczorami koncertują świerszcze... Już nawet pierwsze liście spadają z drzew... I jeszcze tylko chwila a przyjdzie czas na pierwsze śliwki... Potem tylko patrzeć a, trzask prask!!, nadejdą wietrzne i zamglone zmierzchy, poranne zawiesiste mgły i powietrze zapachnie jesienią... Gdybyście nie usłyszeli, w tym miejscu wzdycham rzewnie i tęskno...

No, ale koniec z tymi pseudorefleksjami! Żenada i rozpacz. Czyli dno. Czas przejść do sedna sprawy, do konkretów czyli do garów. Na tym jednak nieco lepiej się znam. Oczywista, gdzież mi tam do mojej Mamy, Mistrza Garów Pierwszej Klasy! Gdzież mi! Oczywista! Jednak jako podkuchenna też czasem coś tam zjadliwego w garze nawarzę.

Dziś, tak tęsknie czekając na jesień, a przy tym czekając mocno, a mocno na podgrzybki!!!!, uwarzyłam takie oto...


Wykwintna Zupa z Grzybów
(to nie moje nazwanie, a tytuł onej zupy z książki "101 dań dietetycznych")




Potrzebujemy:

- 1/2 litra bulionu warzywnego
- 1/2 kg pieczarek, najlepiej małych
- 30 g (spora garść) suszonych grzybów, najlepiej podgrzybków
- 3 - 4 ząbki czosnku
- 1 łyżka oleju
- 100 ml śmietanki 12 % (ale może też być po prostu mleko)
- pęczek zielonej pietruszki

Suszone grzyby zalewamy wrzątkiem, tylko tak by je woda zakryła. Gotujemy na małym ogniu 15 - 20 minut. Odcedzamy, wylewając wywar do kubka, będzie potrzebny. Grzyby po przestudzeniu kroimy w paski.
Kroimy surowe pieczarki w dość cienkie plasterki, wzdłuż grzybka.
Do garnka wlewamy olej, podsmażamy na nim lekko starty lub posiekany drobno czosnek. Wlewamy bulion, doprowadzamy do wrzenia, wrzucamy pieczarki i gotujemy ok. kwadransa. Dodajemy grzyby suszone oraz wywar z nich. Gotujemy jeszcze 5 minut.
Zdejmujemy z ognia, dodajemy śmietankę (lub mleko), sól, pieprz oraz duuuużo posiekanej natki pietruszki.

Można jeść z bułką, grzanką lub dodając nieco makaronu. Choć wówczas nie będzie już tak dietetycznie, jak zakłada to książka, z której przepis. 

Jak dla mnie, idealna zupa gdy czeka się na jesień. A jak idealna jesienią, to oczywiste!
Mam nadzieję, że Wam także, jeśli nawet nie zasmakuje po uszy, to choć posmakuje.


Pozdrawiam najbardziej chłodno, jak to tylko możliwe i NIECH CHŁÓD BĘDZIE Z WAMI!
Podkuchenna Edyta z Kubkiem Kawy



poniedziałek, 21 lipca 2014

Garść kartek przeróżnych...

... się zebrała. A raczej garść zdjęć kartek przeróżnych zebrała się w aparacie. Chcecie czy nie, pokażę:-)

Nieco ślubnych...










Kilka kartek z podziękowaniami przeróżnego gatunku i z przeróżnej okazji...


A kto z Was zachwycił się zającami wielkiej urody, a nie kartką, tego świetnie rozumiem. Do owych uszatych (zamieszkujących z nami w każdą Wielkanoc) mam ogromną słabość. Niezawodne antidotum na każdy smuteczek, a nawet smutek. Jeden rzut okiem na uśmiechnięte pyszczki i kolory wokół przybierają bardziej słoneczny odcień. 










I kartka komunijna, sztuk jeden ...



Na piękne, osiemnaste!!, urodziny dla rezolutnego młodzieńca...



I jeszcze jedna, na okrągłą rocznicę ślubu...



No to czas wrócić do leniwego podczytywania książki... Z racji temperatur nic nie da rady inaczej, niż w zwolnionym tempie, działać. Wolniej się chodzi, wolniej robi się kawę, wolniej myśli, wolniej pracuje, wolniej czyta. Nawet leżenie wychodzi jakoś tak wolniej... 
I czeka się na chłodne dni... 
A to akurat robię bardzo intensywnie i z pełnym zaangażowaniem. Wspomagam się w tym oczekiwaniu podsłuchiwaniem płyt śnieżnych, mroźnych, pobrzmiewających dzwoneczkami i zamieszkanych przez jelonki, Mikołaje, aniołki. Częste podśpiewywanie "Wśród nocnej..." znacznie pomaga przetrwać czas letnich skwarów. Bo u mnie, jak co roku w upalne dni, Letni Festiwal Piosenki Bożonarodzeniowej! Właśnie schładzam się kolędami Preisnera. Od razu jakieś trzy stopnie mniej... 


Może nie zawsze... Chyba nie zawsze, ale... 


... ale na pewno COŚ  w tym jest. Dużo dużo COŚ. 
Wielbiłam i wielbię bezgranicznie naszych polskich kinowych Krzysztofów. I Kieślowskiego i Krauze. 

Pozdrawiam ochładzająco i serdecznie
Edyta z Kubkiem Kawy

sobota, 19 lipca 2014

Zamiast usprawiedliwienia...

... bo poczuwam się jakoś tak... do jakiegoś  takiego... owego... maleńkiego... czegoś na kształt usprawiedliwionka? wyjaśnionka? informacyjki? 

Więc zamiast usprawiedliwienia:

"Z upływem lat wcale nie stajemy się silniejsi. Nagromadzenie przeżytego cierpienia i smutku osłabia naszą zdolność przetrwania dalszego cierpienia i smutku, a ponieważ cierpienie i smutek są nieuniknione, nawet najmniejsze potknięcie w późniejszym życiu potrafi wybrzmieć z podobną siłą jak dramat w czasach młodości. Kropla, która przepełniła czarę." 
                                                                                              Paul Auster "Sunset Park" 


Pozdrawiam bardzo słonecznie, już raczej spoza kropli 

Edyta z Kubkiem Kawy (dziś koniecznie mrożonej i z lodami czekoladowymi)