"... kierujemy się na ogół tą maksymką, moc radości wzmacniać smutku odrobinką..." Jeremi Przybora

środa, 29 października 2014

Kartkowanie da capo al fine

Jak zaczyna dzień produkcyjny kartkochałturnik w sezonie produkcyjno - świątecznym?

Zaczyna go tak... KLIK, tyle że z płyty, nie jutjubowo. Do tego oczywiście kubek kawy. I gruszka. Uwielbiam gruszki!! Kawa dla jasności umysłu (i przyjemności). Gruszka dla soczystości i smaku (i witamin). A ukryte pod klikiem dzieło:-) dla złapania ducha świąt (i kilku porannych podskoków).

I jeśli karktochałturnik dalej będzie się poruszał torem muzycznym podobnym porannym taktom to wychodzą spod nożyczek produkty radosne, kolorowe, w duchu hejże! i ho ho ho!!

A jeśli ręka lub myśl (przednia!) naprowadzi kartkochałturnika na taki KLIK, natychmiast pojawiają się kartki w bielach, szarościach, spowite w nostalgijkę spadającego płatka śniegu, który za kilka sekund może przestać istnieć. Smuteczek niewielki. Melancholijka maleńka... 



Nawiasem mówiąc, uwielbiam piosenki świąteczne i kolędy. U w i e l b i a m. Mogę słuchać zawsze, codziennie, cały rok. Co też czynię. Kolędy Preisnera nigdy nie leżą dalej niż na wyciągniecie ręki. A w środku upalnego lata organizuję sobie Coroczny Letni Festiwal Kolęd i Piosenek Świątecznych! Od dooobrych kilku lat. Moją ulubioną melodią do nucenia murmurando, także do śpiewania słowo za słowem, jest Lulajże Jezuniu:-) Możliwe, że gdyby istniały, piękne jak kolędy, piosenki jesienne, to i je tak ochoczo i radośnie bym nuciła. Cóż... świat nie jest idealny.

Z chałturzoną w oparach muzyki Preisnera produkcją kartkową jest jedynie taki problem, że często trudno złapać na zdjęciu kolor kartki. A może raczej... brak kolorów. A jeszcze chmury za oknem, zero iskrzącego się promienia słonecznego. Ja taką pogodę wielbię, że och... Ale zdjęcia stanowczo jej nie wielbią. A może zasadne jest tutaj przywołanie przysłowia, że złej baletnicy... :-) Bo chyba fotografie nie są moją mocną stroną, nad czym ubolewam.

I jest tak, że czasami, mimo że kartka jest śnieżnobiała, jedynie ze szczyptą szarości, na zdjęciu wychodzi szarość obok szarego i poszarzałej bieli. Ech... I ogólnie szaro i buro, że oko wykol:-)



  

One naprawdę, naprawdę, naprawdę! na żywo prezentują się nawet dość zacnie. Wiem, wiem, to brzmi bałwochwalczo, przepraszam... Jednak sami przyznacie, że rzadko kiedy posuwam się do samozachwytu:-)
A kartki są eleganckie, klasyczne, spokojne, delikatne. I białe:-)  Z ociupinką szarego.  

Na szczęście nieco lepiej fotografuje się sina zieleń z burym błękitem. A może to zbawienny wpływ jelonków i dzwonków:-) 




I tak jelonek za jelonkiem. Potem dzwoneczek. Potem Mikołaj. Za nim rękawiczki. I bałwanek w kolejce czeka. I tak da capo al fine przez całe dnie...

Nie to, że zakładam, że moje chałturnicze produkcje kartkowe budzą w Was zachwyt, czy choćby minimalne podobanie się, ale... Ale jeśli komuś, tak ogólnie, moje kartki wpadają czasem w oko i zrodziła się w kimś ochota do ich posiadania to niebawem będzie okazja do ich nabycia. I to nabycia nie tylko dla własnej (czy też Waszego kartkoodbiorcy) przyjemności, ale także dla 
własnego 
egoistycznego
 poczucia
 bycia 
człowiekiem
 czyniącym 
dobro:-) 

W przyszły piątek (7 listopada), na blogu Fundacji Domu Tymianka KLIK rozpocznie się aukcja - licytacja przedmiotów i przedmiocików przeróżnych dla podreperowania budżetu Fundacji Domu Tymianka, którego delegacja mieszkańców tymi oto uroczymi spojrzeniami... 

(autor pyszczkowego zdjecia: Ori) 

... bardzo serdecznie prosi i zaprasza do udziału w owej licytacji i tym samym do zapewnienia im pełnej michy na zimę,  a więc szczęśliwego brzucha. Także dla umożliwienia wizyt weterynarza, który zamierza omijać ich dom - Przytulmiankowo i Dom Tymianka szerokim łukiem. Oby do tego nie doszło. 

Poza tym wszyscy koci i psi mieszkańcy Przytulmiankowa i Domu Tymianka, czyli wszyscy podopieczni Fundacji Domu Tymianka, serdecznie proszą wszystkie Panie Rękodzielniczki i Panów Rękodzielników tworzących PIĘKNE TO i OWO o fanty rzeczowe do aukcji - licytacji. Cały zwierzyniec będzie wdzięczny i oddany duchowo, choć tylko na odległość niestety:-) 

Poza licytacją przyszłopiątkową (7 listopada) na blogu Domu Tymianka odbędzie się także pod koniec listopada piękna, pachnąca igliwiem, skrząca się mrozem licytacja kartek świątecznych, a pewnie także i ozdób i dekoracji świątecznych. Sami wiecie, jakie pięęęęękne kartki Kratkoproducenci wytwarzają (i naprawdę nie mam tu na myśli swoich!), więc warto zajrzeć, popatrzeć i na pewno nie jedna, nie dwie, ale z kilka sztuk co najmniej przypadnie Wam do serca. 
Oczywiście już dziś wszyscy jesteście bardzo serdecznie zaproszeni do odwiedzenia Domu Tymianka, a także przeuprzejmie:-) proszeni o udział w licytacji. 
A Państwo Kartkoproducenci i Ozdoboproducenci o pomoc w zapełnieniu straganu licytacyjnego


W sprawach darczynienia rzeczowego na licytację
(i nie tylko:-))
proszę kontaktować się z Ori - Renatą: 
fundacjadomtymianka@gmail.com 


Oczywiście także służę wszelką pomocą:-)

A poza kartkami niżej podpisanej (które na pólkach obu akcji sprzedażowych) na licytacji znajdzie się również albumik dekupażowy - rocznik w peonie, ten który tak kiedyś Wam przypadł do serca. Może nada się na prezent wigilijny? Święta wszak tuż tuż... 

Oczywiście poza zaproszeniem bezpośrednio na obie licytacje do Ori, do Domu Tymianka, będę jeszcze Was zanęcać na własnych zakruszonych śmieciach. Z góry przepraszam za namolność:-)

Jeszcze raz serdecznie zapraszam do udziału w licytacji Fundacji Domu Tymianka. Zarówno po jednej, jak i po drugiej stronie półki:-)

Z jesiennym ciepłym pozdrowieniem 
Edyta z Kubkiem Kawy



wtorek, 21 października 2014

Ble ble bl bllllllle*

Bleeee bl ble blllle ble blll blyy blee...

Bllle Bllblbl bl Bbbleeeeeeeee:-)

Ble ble bllle ble...
Ble ble ble...
Bleee blblbl bllle bleebl bll,
blllle blble ble ble:-))))
ble bllleee bleble ble blebleee blblbl bllle bleebl bll:

Ble bl bleee blb bllle bleebl bllee!

Ble blyy... bleblubu:-)**






Ble bly blabla blyy bleee, blaaaa bly bly bla bllllleeee.***



Ble bluuu bly blee: Bluuuup blyyy bleeee!!!!
Bluuy bl Blaa Blyy****

-------------------------------------------------------------------------------------------------------

Przekład z bełkotliwego na polski : Tygryssa Tygrysowicz de domo Sierściuch


* Dzień Paplaniny i Bełkotu

** Dziś kalendarz w kuchni głosi, iż jest

Dzień Paplaniny i Bełkotu:-) 

No cóż tu dużo mówić...
I co powiedzieć...
Tyle paplaniny i bełkotu wokół, 
a zwłaszcza tu i teraz:-))))
że za najbardziej potrzebne zdanie dzisiaj uznam to:

Milczenie jest złotem!

Reszta jest... zdjęciem:-)


*** A tu moje ulubione "śmieci" z ulubionej I Kropki, czyli dołki po gwiazdkach w roli głównej.


**** Z serdecznościami i postulatem: Jak najmniej bełkotu!!!!
Edyta z Kubkiem Kawy


poniedziałek, 20 października 2014

Okołoświąteczna wymianka w Artimeno

No jak ja lubię wymianki!

No jak ja lubię Święta Bożego Narodzenia!

No jak ja lubię lubieć wymianki i Święta! 

No tak lubię wymianki i Święta, że
gdy tylko widzę okołoświąteczny ogonek wymiankowiczów
zaraz ustawiam się na końcu
i już wiem, że
 czekają mnie wielkie małe przyjemności:-)

Tego samego spodziewam się po
 "Zabawie wymiankowej"
na kartki i małe "conieco" :-)
na
blogu sklepu Artimeno KLIK.



Zapisy chętnych do 1 listopada.

Ach, już zacieram ręce:-)

Zapracowane kartkochałturnicze serdeczności ślę:-)
Edyta z Kubkiem Kawy

Korespondencyjna adopcja:-)

Mój kalendarz w kuchni pokazuje dziś 

Dzień Psiej Adopcji:-)

Bez obaw, bez obaw!:-) 
Nie będę Was dziś namawiać do szybkiej adopcji psiaka lub kota. 
Taka sprawa   m  u  s  i   być przemyślana. I to przemyślana w każdym szczególe. Myślę sobie, że połowa spontanicznych adopcji kończy się właśnie w taki sposób. Albo też połowa psich zakupów przedstawiciela rasy na czasie. Kończy się właśnie tak, że niechciany i zagubiony zwierzak poszukuje nowego domu, nowego opiekuna, ciepłej ręki, która pogłaszcze i nakarmi, i ciepłego serca, które przytuli sierściuszka vel futrzaka.

Często używam wyrazów "chyba","raczej", 'wydaje mi się", ale tym razem użyję zdecydowane wyrazu "uważam" i to z wykrzyknikiem:-) 
Zdecydowanie uważam!, że skoro człowiek wywołał wilka z lasu:-) i uczynił sobie z niego pomocnika, towarzysza życia, przyjaciela to ma też obowiązek opiekować się tym byłym wilkiem po wsze czasy. Tak w ogóle (bo i pozostała zwierzyna, jak sarny, dziki, egzotyczne dla nas tygrysy, słonie, i tak bez końca), ale i w szczególe (bo odpowiedzialność za pojedyncze życie własnego psa czy kota). Wiem że to tak górnolotnie (po ludzku pisząc: z grubej rury!) brzmi, ale jakby nie patrzeć to my odpowiadamy za to, co dzieję się z naszymi zwierzętami. A czasem odpowiedzialność nasza bywa tak głupia, szczeniacka i okrutna, że nie wypada nawet używać tego wyrazu.

A więc bez obaw!! Nie będę namawiać do rzeczywistej, fizycznej adopcji psiaków i kotów. 
Choć jeśli sprawę przemyślicie i kiedyś... :-))))))  

Wracam do kalendarza w kuchni, gdzie dziś Dzień Psiej Adopcji. I choć nie zamierzam, jak już podkreślałam, namawiać Was na adopcję psa (czy kota:-)) to, z okazji takiego dnia!, spróbuję Was namówić na...

korespondencyjną adopcję psa lub kota:-) 



(Autorką wszystkich zdjęć pięknych pyszczków jest Ori - Niezrównana, Niezmordowana Gospodyni Domu Tymianka i Przytulmiankowa, która mam nadzieję mnie nie udusi, że "poczęstowałam" się Jej zdjęciami:-))


To byłby niewielki wysiłek obklikania raz w miesiącu konta bankowego. 

I mały / średni wysiłek finansowy przekazania raz w miesiącu kwoty 10 - 20 złotych. 
A może, jak kto może:-), coś pod 30 złotych.

Byle tylko zaadoptować psiaka lub rozkosznego mruczacza na czas dłuższy,
na przykład na rok. 

Choćby na rok:-) 


Jak zawsze odeślę Was do 
Domu Tymianka
(i fundacji Tymianka)
a od niedawna, na dniach wręcz 
jednocześnie do
Przytulmiankowa

To tu właśnie Ori wraz z Panem Domu Tymianka
opiekują się 
niechcianymi, starszymi i młodszymi, 
porzuconymi, często bardzo skrzywdzonymi,
zbieranymi po całej Polsce
psami i kotami.

Przytulmiankowo znajduje się na terenie oddanym Fundacji nieodpłatnie przez Ori i Jej Męża, 
którzy także opiekują się całą kocio-psią ekipą, wożą do weterynarza, 
opatrują, pieszczą, 
składają w jedną całość ogrodzenia, wymiatają wszystkie brudy, 
myją wszystkie miski 
drapią każde ucho:-) 

Z całego tego pięknego towarzystwa niech Wasze serce wybierze ulubieńca na oko:-)
i pamiętajcie o nim przez dłuższy czas.

Takie 10 - 20 złotych miesięcznie to i nic, i bardzo wiele. 
Może to być niemal nic, dla tego który daje i baaardzo wiele dla psiej michy:-)

Naprawdę doskonale wiem o tym, że 20 złotych może stanowić kawał kasy w domowym budżecie. 

Jednak z drugiej strony, gdy odpuszczę sobie dwa miesięczniki, z których nic mi nie przychodzi, 
poza kilogramem reklam i jednym dobrym artykułem,
 i zrobię z tymi pieniędzmi coś sensownego 
to jest mi odrobinkę lepiej na duszy. Nieco cieplej:-)

Przepraszam, że tak Was nagabuję. Bardzo przepraszam. 
Nie nalegam, naprawdę. 
Ale pomyślałam sobie, że może też byście chcieli poczuć takie ciepło:-)


A dla przyjemnego dnia
kilka miłych spojrzeń:-) 


Sopelek z beżowo - rudym noskiem



Przyjaciele na zawsze:-)



Filozoficznie zamyślony Mufinek 



Cudnie posiwiały pyszczek



A to mój ulubieniec, Bombik, do którego mam słabość, bo jesteśmy tak podobni do siebie:-)
Jak dwie krople wody! 

Gospodyni Domu Tymianka i Przytulmiankowa - Ori, opisała Bombika jako pękatego krótkołapka.
To tak jakby opisała mnie:-)
Tylko ja, niestety, nie mam tak pięknie brązowo - bursztynowych oczu i miękkiej sierści.
Oraz mokrego nosa.
I wąsików, jak w "Aksamitnym króliku", do wykochania...
Ale za to mam tak samo różowy język:-)




Życząc Wam pięknej, nie psiej:-), pogody jesiennej i mnóstwa pozytywnych doznań w niemal ostatnim tygodniu października, pozdrawiam ciepło:-)

Edyta z Kubkiem Kawy


ps. "Człowiek tyle jest wart, ile warte są sprawy, którymi się zajmuje."
                                                                                             (mój ulubiony bardzo) Marek Aureliusz



sobota, 18 października 2014

Tylko bez jaj proszę:-)

Bez zbędnych wstępów i gadulstwa, co to czasem lubię:-), zapraszam na jedno z moich ulubionych dań obiadowych. Ma przy tym ten urok, że może także służyć za kolację. I za danie na wynos, na przykład w długą podróż. Albo na piknik. Majówkę. Jesienną wyprawę nad morze. Na rowery.

Podano do stołu, prosiemy, prosiemy:-)


Wegańskie kotlety gryczano - pieczarkowe 
z surówką z surowych buraczków



Niestety, zdjęcia spożywcze niezbyt mi wychodzą... Szkoda, bo danie przepyszne! 

Poza tym, że mam wielką ochotę posiedzieć z Wami w ten weekend przy wegańskim stole, chcę także spróbować swoich "zdolności" operatorskich w wyzwaniu fotograficznym pod hasłem Roślinne Gotowanie, które ogłosiła u siebie Ela (KLIK). Oczywiście z okazji Światowego Dnia Wegetarianizmu, który obchodziliśmy 1 października.
Fotograf kulinarny ze mnie żaden, ale przecież o zabawę i o sam przepis tu chodzi:-)

Może i Wy macie jakiś swój ulubiony, wypróbowany przepis roślinny? I oczywiście piękne, apetyczne zdjęcie potrawowo - roślinne? Zapraszam do Eli (KLIK). No i oczywiście sama jestem strasznie ciekawa, co jeszcze można warzywno - owocowego wyczarować.




No, ale do garów, do garów!

Jak już wspomniałam, kotlety można jeść jako danie obiadowo - kolacyjne, z surówką właśnie. Oczywiście niekoniecznie z surówką buraczkową.

Doskonale! bardzo, a bardzo doskonale!! spisują się też w roli wkładki do wegańskich hamburgerów. Wówczas połówki bułki smaruję nieco keczupem. Na dolną połówkę bułki kładę na przykład ze dwa liście sałaty, jedną dużą rzodkiewkę pokrojoną w cienkie plasterki, także plasterki ogórka konserwowego. Na to kotlecik. A na kotlecik plasterek pomidora, krążki cebulki, plastereczki selera naciowego. Zamykamy całość górną połówką bułeczki i konsumujemy. Pyszotka! I dobre na wynos, choć jak wiadomo można się takim daniem ufąflać niebotycznie. Co też często czynię.


Kotlety gryczano - pieczarkowe
na około 15 sztuk potrzebujemy:

- 1 szklanka ugotowanej kaszy gryczanej
- 1/2 szklanki płatków owsianych
- 250 g pieczarek
- 1/2 szklanki surowej soczewicy czerwonej
- 2 cebule średniej wielkości
- 3 - 4 ząbki czosnku
- 2 - 3 czubate łyżeczki mąki ziemniaczanej (to dawkujemy zależnie od potrzeb - gęstości - wodnistości masy kotletowej)
- bułka tarta (dawkowanie jak wyżej)
- przyprawy jak majeranek, lubczyk i tym podobne
- NIE DAJEMY jaj! to nie jest błąd w druku:-)

Płatki owsiane zalewamy małą ilością wrzącej wody i zostawiamy na ok. kwadrans do napęcznienia. Potem można ewentualnie rozetrzeć nieco płatki widelcem, ale nie jest to konieczne.
Soczewicę gotujemy do miękkości (czerwonej soczewicy nie trzeba namaczać), co trwa jakieś piętnaście minut.
Cebulę z pieczarkami siekamy drobno i smażymy, odsączamy nadmiar wody i tłuszczu.
Do napęczniałych płatków dodajemy kaszę gryczaną, soczewicę, cebulę z pieczarkami, przetarte ząbki czosnku, przyprawy przeróżne, mąkę ziemniaczaną, bułkę tartą. Bułkę i mąkę dokładamy jeszcze w miarę potrzeby, jeśli całość nie będzie nam się trzymać.
Formujemy kulki, obtaczamy w bułce i rozpłaszczamy, smażymy na złoto - brązowo. Odsączamy na ręczniku papierowym.

Jeśli mowa o płatkach, które w przepisie...
Nie wiem czy spodoba Wam się ten pomysł, ale ja od wielu lat używam płatków owsianych do mycia twarzy, a i bywa, że całych obszarów ciała również. Przy wannie zawsze u nas stoi słój z płatkami owsianymi. Biorę sobie na rękę, nalewam na to nieco ciepłej wody, lekko pocieram dłońmi, tworzą się "mydliny" i tą całością myję twarz. Idealny, ekologiczny, niechemiczny, zdrowy peeling - mydło. Oczywiście najlepiej byłoby na kwadrans przed kąpielą / prysznicem namoczyć garstkę płatków w miseczce, ale akurat na to zawsze szkoda mi czasu. To jest... po prostu zapominam:-)
Bardzo polecam płatkowe mycie, skórka gładka jak pupa niemowlaka:-) 

A do peelingowania całego ciała polecam także, poza płatkami owsianymi, fusy z ekspresu do kawy. Albo kafeterki. Albo i z kubka wprost, jeśli ktoś pija sypaną. Mieszamy one fusy z odrobiną płynnego miodu i wułala!:-) mamy boski peeling. Tani, zdrowy i ponoć ogrrrromnie antycellulitowy. A przy tym jaki ekologiczny. 

Hmm... Moje zapędy do dygresji się odezwały:-) Tem bardziej chyżo wracam do garów!


Surówka z surowego buraczka
na 2 porcje potrzebujemy:

- 1 duży, ale najlepiej młody burak surowy (ale może być i starszy, choć trudniej pokroić)
- naprawdę duży pęczek koperku (może być i mrożony)
- 2 -3 ząbki czosnku
- pieprz świeżo zmielony
- 1 -2 łyżki oleju rzepakowego lub innego, byle nie oliwa, bowiem zabierze smak buraczka

Obrany burak kroimy na niteczki - słupeczki julienne. Można to uczynić specjalną obieraczką do warzyw typu julienne, a można też po prostu najpierw pokroić buraczek w cieniutkie plasterki, a następnie owe plasterki w cieniutkie paseczki. Robiłam tak przez kilka lat, nim stałam się dumną posiadaczką obieraczki julienne (całe 18 złotych polskich). Moja znajoma posiada specjalną końcówkę do robota, która w takie niteczki - słupeczki kroi warzywa. To po prostu rozkoszna rozpusta! Póki co uzbrajam się w rękawiczki (jeśli pamiętam), fartuch i ciacham moją obieraczką i już.
Pocięty buraczek wrzucamy do miski, dodajemy koperek, przeciśnięty przez praskę czosnek, nieco soli, pieprzu sporą ilość, olej i mieszamy. Pieprzu dodajemy taką ilość by zgubić słodycz buraka.
To jedna z moich ulubionych surówek! Niestety nieco brudząca, ale tak pyszna:-)


Ale zgłodniałam! W lodówce mam jeszcze kilka kotletów z poniedziałku. Zaraz się odgrzeje dwa, podpiecze bułeczki, zafasuje do nich co trzeba i mamy z Mamą pyszny obiad! Mniam:-)


Smacznego życząc, pozdrawiam jesiennie i ciepło:-)
Edyta z Kubkiem Kawy




czwartek, 16 października 2014

Podaję dalej:-)

Po pierwsze, i bardzo ważne!, to zamieścić muszę ten oto komunikat organizacyjny, który dziś w nocy na karteluszku wsunął mi pod drzwi Święty Mikołaj, patrona naszej Wymianki mikołajkowej.

"Ho ho ho! 
Doszły mnie słuchy, że w tegorocznej wymiance, na którą mam czujne oko!, 
doszło do pewnych ograniczeń, wprowadzono pewne hamulce odnośnie przystąpienia do wymianki. 
No ho ho ho! No jak to! No co to! No czemu! Ho ho ho! 

A więc 
(w pradawnych czasach można było zaczynać zdanie od "więc", no więc zaczynam:-))
 odgórnie decyduję i niniejszym ogłaszam, iż 

do Wymianki Pod Patronatem Świętego Mikołaja może przystąpić każdy! 

Każdy HO! każdy HO! każdy HO!
Nieważny wiek! Nieważne nie / posiadanie bloga!

Sam KLIK do Wymianki należy uczynić na banerek na prawym marginesie Strzępków i Okruchów.

Pozdrawiam wszystkich Wymiankowiczów oraz wszystkich Tuczytaczy!

Niech żyją Święta!
Niech żyje 6 grudnia! 
Niech żyje kolor czerwony!
Niech żyją czekoladowe ciasteczka!

Wasz Święty Mikołaj"

A to Mikołaj! No tak się cieszę! Bo ja ostatnich kilka nocy spać nie mogłam... W dzień żadne jabłko, żadna gruszka, żadna zupa groszkowa nie smakowała... Tylko te wyrzuty sumienia... Co prawda, staruszkowi Świętemu zapomniało się, że to on - kierując się kilkoma głosami w ubiegłorocznej wymiance - wprowadził taką niecną zasadę, co do wieku i co do prowadzenia bloga, by móc wziąć udział w wymiance tegorocznej. No ale chciał dobrze. Chciał dobrze. A wyszło jak zawsze? :-))) 
Tak więc za sekundę naniosę poprawkę w treści zasad Wymianki Pod Patronatem Świętego Mikołaja i kto żyw, i ma ochotę na udział w wymiance, zapraszamy - Święty Mikołaj i ja:-)


A teraz inne przyjemne przyjemności:-)

Dwa dni temu dostałam taaaaaki piękny zestaw "podajdalejowy" od Joolii (KLIK). Otwieranie paczuchy, jak zawsze, było przemiłe. Rozszudrywanie niespodziankowych kopert to to, co tygrysy lubią najbardziej. Tygrysy lubią także robić i pakować prezenty, ale o tym później. 

W paczuszce był organizer w kolorach jesieni (ach ach!), który już z zawartością kilku długopisów i nożyczek stoi koło telefonu w przedpokoju. Eteryczny i romantyczny "podrasowany" pędzel wisi na regale z książkami. Wielka moc przydasiów czeka niecierpliwie na w pudełku na swój moment. Wśród scrapków były moje ulubione baloniki - serduszka:-)




A do całej mocy "podajdalejowej" prezentów od Joli dołączona była piękna romantyczna motylowa kartka.


Prawda, że przewspaniałe "podaj dalej"? :-)
Jolu, bardzo serrrrrrdecznie dziękuję za całą moc przyjemności:-)


I teraz to, co tygrysy lubią baaaaaardzo, a mianowicie moje "podaj dalej"
Osoby chętne do pociągnięcia zabawy w "podaj dalej" proszę o wpis w komentarzu poniżej. 
Dwie pierwsze otrzymają ode mnie paczuszkę - niespodziankę, 
a następnie każda z nich zobowiązana jest by ogłosić u siebie "podaj dalej" i obdarować dwie osoby.
Informacyjnie podam, iż z własnego "podaj dalej" należy wywiązać się w ciągu roku.
Choć ja na pewno uczynię to duuużo szybciej:-) 
Bardzo ciepło zapraszam do bycia przeze mnie obrezentowanym:-)


Tego samego dnia, gdy przyszła wielka koperta od Joli, dotarł także przemiły, na poły rozkosznie słodki, prezent od Avrei (KLIK). Czerwony - mój ulubiony! Wełniana biżuteria miała już swoją premierę, niemal w tym samym momencie gdy nastąpiło otwarcie koperty. Kredki!! Sam ich widok poprawia humor, a już użytkowanie! 


Agnieszko! Wyplątując się z metrów naszyjnika i wypuszczając kredki z rąk, baaaaardzo dziękuję za miłą i piękną niespodziankę!


I bardzo chcę się też pochwalić piękną kocią kartką od małej Marty z Poznania, wielkiej wielbicielki kotów. Z kolei ja jestem wielką wielbicielką martowych laurek! Choć sierściuszków oczywiście też.


Prawda, że grrrrrrrrrrrrrrrrrr... :-))) Nie ma to jednak, jak kartki spod łapek dziecięcych.


ps. z przeglądu zalegającej koło łóżka prasy



Życząc
wiele życia w życiu:-)
Edyta z Kubkiem Kawy

środa, 15 października 2014

Gdy marzną paluszki...

... potrzebne są rękawiczki. Bezwarunkowo i koniecznie.

Kiedyś z uwielbieniem nosiłam wełniane pięciopalczaste, ale kilka lat temu przerzuciłam się na te z jednym palcem. Dokładnie takie, jak za lat bardzo dziecięcych. Tyle tylko, że teraz nie noszę ich przymocowanych na sznureczku i przewieszonych przez szyję:-)

 
W tym roku, dość wcześnie może:-), już zaczęłam sobie dziergać i przycinać kilka par. Na wszelki wypadek kilka, bo rękawiczki tak szalenie dziwnie ogrrrromnie szybko się gubią. 






Oooooo... od razu cieplej w łapki i palce nie grabieją z zimna:-)


No to letę do dalszych działań!

Z jesiennymi serdecznościami, spośród gęstej mgły
Edyta z Kubkiem Kawy


ps. Z dawnej lektury, jeszcze z wiosny:

"Człowiek ma obowiązek bycia optymistą jedynie wobec innych, a nie wobec siebie." 
                                                                                               Julian Barnes "Pomówmy szczerze..."

Nie wiedzieć czemu:-), ale bardzo to do mnie przemawia. Zawsze, ale to zawsze!, jestem pewna, że wszystko się wszystkim świetnie ułoży, sprawy rozwiążą, choroby odpuszczą, miłość zwycięży, radość będzie wieczna. I szczęście! A jakoś tak, co do siebie, tej pewności już mi brak. Za to nie brak mi nigdy zwątpienia. Tego ci u mnie dostatek. Choć pesymistką też na pewno nie jestem!
Gdy przeczytałam owo zdanie u Barnes'a, poczułam się usprawiedliwiona i zwolniona z bycia hurra optymistką co do własnego żywota:-) 



poniedziałek, 13 października 2014

Wpis na dwie kartki i dwa cytaty

Nie wiem czy potem będzie okazja wtrącić to zdanie, więc od niego zacznę: Aaaaach jaka piękna jesień! :-)

Wczorajsze moje wypociny kartkowe...



... bo głowa wciąż nie może się przestawić na myślenie okołoświąteczne, mimo że tak szalenie lubię Boże Narodzenie. A może to raczej ręce nie chcą się przestawić, bo gdzieś tam kręcą mi się i obijają maleńkie pomysły, a z realizacji pikuś! Może potrzebne kakao? W końcu w nim sporo magnezu i to może pomoże załapać właściwy rytm? Tylko czy z mleka sojowego da się ugotować kakao? Pytanie iście filozoficzne:-) 

A tu rzut oka na pojedyncze prototypy kartkowe. 
Z aniołkiem. Wymiennym z bombką i innymi takimi świątecznościami. 



Z piękną dużą śnieżynką. I śnieżynkę tę można sobie odwiązać (kokardka jest przewleczona przez kartkę), i zawiesić na gałązce.



A w nocy skończyłam "Moją walkę. Powieść 1" Karla Ove Knausgarda. Czekanie na tłumaczenie kolejnych tomów (bodaj, że pięciu, czy sześciu chyba) będzie ciężkie, bo rzecz jest zacna. Zawiesista, mglista, szarawa, bardzo męska. Hmmm... nie wiem jakie jeszcze słowa pasują do tej książki. I nie jest to kryminał, co wydaje się być ostatnimi laty oczywistą informacją, gdy mowa o literaturze skandynawskiej. Polecam niezwykle wielbicielom bardzo niespiesznej literatury, pełnej przemyśleń o sprawach nieistotnych, sprawach z pozoru nieistotnych i o sprawach ważkich. I tym, którzy nie uciekają przed opisami porannego parzenia herbaty czy listy zakupów w sklepie. Jednak bez obaw!, całość nie jest jednym wielkim zbiorem złotych myśli, przemyśleń czy detalicznych sprawozdań z codzienności. 

Znalazłam u Knausgarda kilka zdań, które "należą" także do mnie. 

"(Ze szczęścia) czułem się większy niż świat, jakbym miał wszystko w sobie, jakby nie było już po co sięgać. Mała była ludzkość, mała był historia, mała była kula ziemska, a nawet wszechświat był mały, chociaż podobno nieskończony. Ja byłem większy od wszystkiego. To fantastyczne uczucie, ale nie pozwalało zaznać spokoju, bo niosło ze sobą pragnienie, ważniejsze było to, co miało nadejść, co miałem zrobić, a nie to, co zrobiłem. Jak zgasić wszystko to, co nosiłem w sobie?"

"Zawsze miałem dużą potrzebę samotności, niezbędne mi są jej duże przestrzenie, a kiedy ich nie mam (...) frustracja niekiedy zmienia się niemal w panikę lub agresję."

I coś co nie przystaje do mojej rzeczywistości, ale w spół czuję to uczucie, mimo iż nie jest moim bezpośrednim doświadczeniem. Napisałabym, że je "rozumiem", ale czy można  r  o  z  u  m  i  e  ć  uczucie?

"Tamtej nocy, kiedy urodziła się Vanja [córka autora] (...) w moim życiu nigdy nie było tyle przyszłości co wtedy."


Jako wisienkę na torcie (a naprawdę dlatego, że zrobiło się tak pompatycznie:-)) prezentuję złotą myśl z moich ulubionych "Pingwinów z Madagaskaru"

"Widły - tradycyjna broń rokoszowa!" 
"Przyjaciel to tylko kolejny wróg, który się jeszcze nie ujawnił"

Czyż nie pyszne? :-)))

Ostatnie twierdzenie przypomina mi (poprzez wybieganie w czas przyszły) zdanie, które "wyskoczyło" ze mnie kiedyś w czasach liceum, w trakcie koleżeńskiej dyskusji o śmierci. A może dyskusji o miłości? Tego nie pamiętam. Pamiętam zaś doskonale moje "wielkie życiowe stwierdzenie", że "w końcu każdy sypia z przyszłym trupem". Młodość ma swoje przemyślenia, prawdaż:-))) To z pewnością wychodziła ze mnie moja wielka młodzieńcza fascynacja Hłaską. Identyfikowałam się wówczas bardzo mocno z jego pytaniem: "Dlaczego niektórzy przyjmują świat jakim jest, a innych wciąż boli życie?" Wówczas oczywiście życie mnie bolało, zwłaszcza nierozumieniem mnie przez świat, ból bezsensownej egzystencji, niemal no future! i w ogóle tylko umierać! Ach, młodość:-)))))) 


Z jesienno - świąteczno - przemyśleniowymi ukłonami po same klepisko!
Edyta z Kubkiem Kawy

sobota, 11 października 2014

Priorytetowa robótka

Jakoś tak się dzieje, że gdy się jest małą dziewczynką (bo jak to jest z chłopcami to nie wiem:-)) to czas sobie powoli płynie. Leniwie i niespiesznie mijają godziny i dni lat wczesnoszkolnych, podstawówkowych. Rok szkolny ciągnie się i ciągnie... Wakacje mają wymiar najdłuższego z możliwych makaronu spaghetti... Ma się wrażenie, że dzieciństwo trwa i trwa, i trwa, a w dodatku tyle się w nim dzieje spraw najwyższej wagi.

A potem...

A potem w życiu dziewczynki (bo jak to jest z chłopcami, już ustaliliśmy, że nie wiem:-)) przychodzi czas liceum. Wchodzi dziewczynka pierwszy raz do nowej szkoły i TRZASK PRASK!!, i już ma się 43 lata, doba nie ma normalnych, przyzwoitych, sensownych 24 godzin, ale jakieś z 6 może? I to 6 godzin szybkich, a bywa że błyskawicznych. Miesiąc gdzieś gubi kilkanaście dni, a rok ze dwa, trzy miesiące i lata mijają w oka mgnieniu. Koszmarna sprawa.

Jakiś czas temu wyczytałam w gazecie, że skoro nie można  dodać dni do życia, należy dodać życia do dni. I bardzo mi się ta myśl spodobała. Przednia, prawdaż?

I z owego braku dni w miesiącu i godzin w dobie zrobiło mi się w tym roku opóźnienie. No dobrze... przyznam się, że jeden miesiąc to mi się zgubił z powodu lenistwa. W niektóre upalne lipcowo - sierpniowe dni marzyło mi się jedynie leżeć i intensywnie nicnierobić. Było przyjemnie... Zaciągnięte rolety, zimna woda z ogórkiem, książką i... upał. Tego się nie dało uniknąć.
Było miło, a teraz są konsekwencje w postaci wzmożonych działań kartkoproducenckich. Wróć! Działań kartkochałturniczych! Czas goni, czas pędzi, czas mknie! Święta za progiem! I każda inna sprawa odsunięta na bok, a w głowie i na stoliku roboczym jedynie priorytetowa karkowa robótka! Święta! Święta! Święta!



I pierwsze zimowe postacie na pierwszej tegorocznej bożonarodzeniowej kartce...





... oraz postacie całkowicie świąteczne na drugiej kartce bożonarodzeniowej w tym roku:-)


Dalsze prace w toku. Nieustającym:-)


I kartka całkowicie z innej beczki, na 40 urodziny dla pana. Z myślą przewodnią zgadzam się w pełni i z wielkim przekonaniem. Czasem gdy patrzę na moją Mamę, to mam pewność, że upływ lat właśnie tak działa:-)



p.s. Mój zestaw weekendowy. Kartkochałturka w dzień i długie wieczory. Przednia książka w długie noce. Jeremi Przybora dla wzmożenia jesiennej pozytywnej nostalgii. Plus kawa / herbata. Plus okazyjnie (tj. sporadycznie) pierwszego sortu naleweczka z wiśni zrobiona by myself i dwa tygodnie temu zabutelkowana. Powiadam - pyszota! Gdyby nie to, że ma procenty (i to sporo) to spożywałabym w ilościach hurtowych. I to z dziką rozkoszą:-)



A propos Jeremiego Przybory. U nas właśnie deszczy jak marzenie. Choć pewnie mojej Mamie, która właśnie buszuje po lasach puszczy goleniowskiej w poszukiwaniu grzybów, może to nie być w smak:-) Jednak ja, gdy dżdży, deszczy, leje, pada czuję się jak ryba w wodzie, jak guzik w dziurce płaszcza, jak dwie kostki mydełka w dominie obok siebie, jak chusteczka w butonierce i jak ptasie mleczko w kartoniku Wedla, bowiem "przez życie me całe mam skłonność do opadów" :-) i... 
"zamiast naiwnie na deszczyk utyskiwać
ja myślę przeciwnie
o jego pozytywach
o tym, że
życie czcze, 
gdy ustają dżdże.
Z deszczu jest grzybek
i woda jest dla rybek.
Zeń - owoc dla drzewek
i groszek dla marchewek."


Z jesiennymi, deszczowymi, naleweczkowymi i serrrrdecznymi pozdrowieniami 
i z podziękowaniem (w imieniu Świętego Mikołaja także) za zapisywanie się do tegorocznej Wymianki Pod Patronatem wiadomo Kogo:-)

Edyta z Kubkiem Kawy







wtorek, 7 października 2014

Wymianka Pod Patronatem Świętego Mikołaja AD 2014

HO HO HO!!! 

czyli nadszedł czas 
na 

Wymiankę 
Pod Patronatem Świętego Mikołaja
 Anno Domini 2014 

Po ubiegłorocznej Wymiance Pod Patronatem Świętego Mikołaja, która przyniosła tyle radości Wam (choć i było jedno tajniackie, anonimowe zdanie pełne zniechęcenia) i przyniosła tyle radości mnie samej, obiecałam sobie, że i w 2014 roku koniecznie muszę namówić Świętego do objęcia patronatu nad wymianką. I powiem Wam, że nie było łatwo.
Po długich debatach, bo niby już za stary, czasy nie te, że sił brak, że karmazynowy kubraczek już wyblakły, że...
Po chwyceniu za argumenty przeróżne, jak: ciasteczka maślane z drażami czekoladowymi, odśpiewanie a capella trzech kolęd (w tym jednej częściowo po niemiecku), pierogi z kaszą gryczaną oraz wyiskanie brody mikołajowej z resztek ciasteczek ubiegłorocznych...
Po wytłumaczeniu, że każdy z nas, niezależnie od tego ile ma lat, znajduje wieeeelką przyjemność w otwieraniu 6 grudnia rano swojej osobistej paczki - niespodzianki od swojego osobistego Świętego Mikołaja...
Po tym wszystkim... UDAŁO SIĘ!
Święty Mikołaj zgodził się zostać po raz wtóry patronem wymianki z finałem w Dzień Świętego Mikołaja:-)

A więc
HO HO HO!!!!!
zaczynamy:-)




Warunki wymiankowe:

1. Zapisy do 1 listopada
Proszę o zapisywanie się: 
- w komentarzu poniżej
- oraz równocześnie mailowo (adres: edyta.strzeszewska@wp.pl) gdzie proszę podać swój nick i adres blogowy oraz ewentualnie (w razie potrzeby) informację czy mieszkacie poza Polską oraz czy wyrażacie chęć na ewentualne wysłanie paczki poza granice Polski.

2. W dniach 2 - 3 listopada wypiszę w Strzępkach wylosowane pary. A może znowu, jak w ubiegłym roku, będzie to wymianka na zasadzie wężyka, a więc Basia wyśle paczkę Krysi, Krysia Joasi, Joasia Ewie i tak dalej, choć oczywiście wszyscy wiemy, że paczki będą od Świętego Mikołaja:-)

3. Do 7 listopada należy swojej parze (swojemu Mikołajowi) wysłać List Do Świętego Mikołaja. I to jest pierwsza z tych najprzyjemniejszych chwil wymianki!! Można pofolgować swoim małym marzeniom i wypisać wszystkie swoje zachcianki na małe przyjemności. 

W Liście Do Świętego Mikołaja należy, jak w ubiegłym roku, wypisać dokładnie 12 rzeczy, które chciałoby się znaleźć 6 grudnia w swoim domu, w swojej osobistej paczce od Świętego Mikołaja. Oczywiście i niestetyż :-( winny to być pragnienia w granicach zdroworozsądkowych, czyli bez biletów na lot na księżyc, królewiczów o aksamitnym głosie na białym koniu, codziennych śniadań do łóżka w wykonaniu atrakcyjnego pomocnika Świętego Mikołaja płci przeciwnej, czy choćby połowy zawartości najbliższego Empiku... ech... oraz kartonów Milki... ech... (Choć pisząca te słowa otrzymała kiedyś w prezencie choinkowym słodki zbiorczy kartonik 3 Bitów:-)))
Lista marzeń musi być tak wymarzona i wypragniona, by Mikołaj miał z czego wybrać i nie musiał drapać się w napadzie rozpaczy po głowie, że nie sprosta. Tu wypiszę, jak w ubiegłym roku, że mogą to być na przykład rzeczy typu: kubki, kolczyki, wełny, książki używane i nowe, papiery scrapowe, przydasie, zawieszki świąteczne i nie tylko, kapcie, notesy, ozdoby na choinkę, szale, świeczniki, zakładki, pierniczki, pierdułki, durnostojki, pachnidełka, chusteczniki, pudełka przeróżne i tak bez końca, co kto lubi:-) A może ktoś będzie także chciał całkowitą niespodziankę niespodziewaną od Świętego?

4. Wśród 12 rzeczy z listy marzeń Mikołaj (a może raczej Pomocnik Świętego Mikołaja:-)), czyli odbiorca listu, wybiera jedną, dwie, a może trzy rzeczy, czy ile tam będzie miał ochotę i coś "w ten deseń" przygotowuje z czułością i pietyzmem, i wysyła do swojej. pary.

Wysłane rzeczy mogą być i zakupione w sklepie, i samodzielnie wykonane. 

5. Paczki od Świętego Mikołaja muszą znaleźć się u obdarowanych najpóźniej 3 grudnia. Będzie więc dość czasu, bo aż cały miesiąc, by przygotować i wysłać paczkę.

6. Przyjemność rozpakowania paczki od Świętego Mikołaja następuje dokładnie 6 grudnia!!!! Wcześniej od paczki ręce precz! Ćwiczymy silną wolę:-) Dokładnie, akuratnie, idealnie w Dzień Świętego Mikołaja dopieramy się do prezentu! Tak by poczuć ten nastrój, tą radość, tą przyjemność, jak za dziecięcych lat:-)

Od tej chwili możemy także rozpocząć głośne radowanie się z prezentu, a więc zaprezentować blogowo, co też trafiło nam się od naszego osobistego Świętego:-)

7. Prezent od Świętego Mikołaja musi być koniecznie zapakowany jak prezent mikołajkowo - gwiazdkowy, tak by nieco nam radośnie poszeleściło i pocieszyło oko, gdy będziemy dobierać się do zawartości. Jednocześnie, rzecz jasna, dbamy, by rzecz doszła cało i zdrowo do miejsca przeznaczenia.

8. W wymiance może wziąć udział każdy komu tylko przyjdzie ochota:-)

9. Święty Mikołaj prosi o zawieszenie banerka wymianki na blogach Wymiankowiczów, tak by przyjemność z mikołajkowego obprezentowania mogła stać się udziałem milionów:-)))))

10. Święty Mikołaj podejmuje zobowiązanie, iż wśród biorących udział w Wymiance Pod Patronatem Świętego Mikołaja AD 2014 (tych, którzy oczywiście wyślą w odpowiednim terminie kopertę / paczkę do swojej pary) dokona w dniu 6 grudnia losowania a Osoba Wylosowana otrzyma od Świętego paczuszkę bożonarodzeniową pod choinkę:-)

Mam nadzieję, bo Święty Mikołaj ma pewność!, że tegoroczna wymianka przyniesie Wam - nam - mi - Mikołajowi co najmniej tyle radości, ile w ubiegłym roku:-) A może i więcej? :-))))

I przepraszam za może zbyt długi regulamin... Ale skoro w ubiegłym roku przebrnęliście, to i w tym dacie radę:-) Poza tym, to WSZYSTKO KAZAŁ MI NAPISAĆ MIKOŁAJ!! :-)


Pozdrawiam ciepło i oczywiście HO HO HO!!!! :-)

p.o. Świętego Mikołaja
Edyta z Kubkiem Kawy