"... kierujemy się na ogół tą maksymką, moc radości wzmacniać smutku odrobinką..." Jeremi Przybora

piątek, 28 czerwca 2013

Słodki początek w pełnym pyszności miejscu

czyli nadzieją matką... wiadomo czyją:-) A że ostatnio tych moich kilka szarych komórek, które posiadam, oflagowało się i czynnie protestuje przeciwko nadmiernej eksploatacji waląc kijkami od flag w korę mózgową czy co tam popadnie... dodatkowo mózg zwinął się w trąbkę... stąd z myśleniem u mnie ciężko... 
więc jest nadzieja, że może się uda...  
i los wskaże na mnie 
w boskim
słodkim 
candy na dobry początek
sklepu LEMONcraft.pl





A w sklepie... aż oczy bolą, naprawdę, nie słodzę! I ogrrrrrromnie spodobały mi się okrąglaczki do przyklejania, słodkie... Na przykład te oto...


Kiedyś sobie nabędę drogą kupna - sprzedaży:-) Przyjemniaczki, prawdaż?

A teraz znikam. 
A wieczorem... bo już dziś mówię adios! chałturce psuedo - literackiej... przede mną tylko poprawki... więc wieczorem zrobię sobie termos herbaty białej, a może pyszną mieszankę herbat zielonych? i siadam sobie, i czytam, i patrzę co się u Was dzieje:-) Aż mnie palce przyjemnie swędzą na to spotkanie via ekran i klawiatura. 

Pozdrawiam ciepło
Edyta z Kubkiem Kawy

poniedziałek, 24 czerwca 2013

Dwa pamiętniki, notesik i Dzień Przytulania

Zacznę od najprzyjemniejszego... I jak... jest miło? Gdybyście nie czuły - nie czuli to... właśnie PRZYTULAM WAS mocno i ciepło:-) Lub, kto woli, PRZYTULAM SIĘ ciepło i mocno do Was:-)
Dzień Przytulania to jak najbardziej uzasadnione zachowanie... 

A przede wszystkim przytulam Ciebie Aneto:-) A to była niespodzianka nad niespodzianki!!! Niespodzianka do kwadratu!!! A nawet do potęgi trzeciej!!! A może nawet silnia czy inny kotangens!!!!

Przytulając się do Was... przychodzi mi na myśl refren piosenki ze "Studia 202", choć tego nie jestem pewna, ale na pewno piosenka puszczana ogrrrrromnie często w "Powtórce z rozrywki", a wcześniej w "100 minut na godzinę", w mojej ukochanej od wieków radiowej Trójce... Napisana przez Jerzego Skoczylasa i Jana Kaczmarka, panów z kabaretu Elita. A muzyka... nie pomnę niestety czyja. A leci to jakoś tak... bo ja z pamięci sobie śpiewam...

Do serca przytul psa,

Weź na kolana kota,
Weź lupę popatrz pchła,
Daj spokój, pchła to też istota.
Za oknem zasadź bluszcz,
Niech się gadzina wije,
A kiedy ciemno już i wszyscy śpią,
Matka śpi, ciotka śpi, wujek śpi
Zapylaj georginie

... choć dobrze, że tego nie słyszycie. Mój śpiew jest  o s z a ł a m i a j ą c y :-) Przy drugim "śpi" - bo tu idzie melodia w górę - brakuje mi skali w strunach głosowych:-) 

Gdy w moim liceum, na początku pierwszej klasy, "wyłapywano" do chóru szkolnego, a jakoś nie miałam wtedy ochoty na chór, nie musiałam nawet udawać, że nie umiem śpiewać. Bolesne... A co najlepsze... W szkole muzycznej, do której chodziłam drzewiej, na egzaminie dyplomowym z umuzykalnienia, gdzie konieczne było przejście - prócz pytań z teorii i historii muzyki - także przez praktyczne egzaminy muzyczne w ramach tego przedmiotu. A to rozpoznawanie utworów i kompozytorów ze słuchy, a to określenie akordów ze słuchy, a to wystukanie ćwiczenia kołatką a to... zaśpiewanie ćwiczenia. Powiem tak... gdyby nie przychylność szanownej komisji i znajomość moich możliwości wokalnych przez panią od umuzykalnienia, dzięki czemu mogłam wystukać kołatką drugie ćwiczenie... nie miałabym dyplomu ukończenia szkoły muzycznej I stopnia w moim zbiorze papierów przeróżnych:-)    

A teraz coś z zupełnie innej beczki. W ów weekend, w którym się sztambuch dla Wiktorii chałturkował, wychałturkowały się jeszcze dwie inne rzeczy. Dwa pamiętnik lub notatniki, lub co tam jeszcze młodzież z nimi poczyni



I tak zeszyt numer 36, czyli kolejne piegowate myśli...






A od środka nieco nut, bo to dla dziewczynki o zacięciu muzycznym





A całkiem w środku, na każdej stronie, znajdują się pieczątki z konikami ogromnie brykającymi, ale że te robiłam w biegu, już przy Iwonie, bo to na Jej zamówienie poczynione zeszyty, więc już bez dokumentacji fotograficznej.   



I zeszyt numer 37, dla licealistki o duszy nieco romantycznej i zwiewnej.
Bardzo, ale to bardzo żałuję, że nie obkleiłam najpierw zeszytu w całości jasnym papierem. Wydawało mi się, nie wiedzieć czemu, że ciemny granat zeszytu będzie przytłumiony, przygaszony, a przede wszystkim,  będzie bardzo pasował do całości dekoracji... A teraz tak mi się ten granat gryzie z delikatnością kartoników Kapuśniaczka pastelowego i innych papierów. Trudno... Następnym razem pomyślę dłużej.









A w środku przyozdobiona jedynie pierwsza strona.



I zamykamy zeszyt numer 37, zawiązujemy kokardkę.



A tak poza tym, jakiś czas temu, na imieniny Margharett się zrobił taki jeden, maleńki notesik... A bo to było tak, że Gosia domagała się od jakiegoś czasu zeszytu na złote myśli. Zapowiedziałam Jej, że jak znajdzie pierwszą złotą myśl... da mi o tym znać, a ja w te pędy TRZASK PRASK! robię zeszyt. No i wzięła to sobie zbyt dosłownie i szukała złotej myśli w... swojej głowie:-) Dni mijały, tygodnie, miesiące... świat się zmieniał... i nic... Wiem, wiem, nędzna ze mnie norka:-) Jednakowoż znamy się z Margharett sto tysięcy lat i zna moje nędzne, norkowe poczucie humoru:-) Najwyżej strzeli mnie w poniemiecki czajnik - to cytat z Gosi:-) :-) Tak czy inaczej, nie czekając się na pojawienie złotej myśli, w czyjej głowie by się ona nie zrodziła:-), dla Gosi imieninowo zrobił się maleńki, przyjemny notesik...

Tak obiektywnie i krytycznie patrząc, niepotrzebnie przykleiłam serce na sam wierzch washi-taśmowego stworka. Jest ładne, ale nie komponuje się tutaj. Jak zawsze, sprawdziłaby się bardziej zasada: mniej znaczy więcej... a na pewno ładniej.













Przyjemniaczek pasuje wymiarami do kieszeni czy torebki, gdyby ta złota myśl, nieprawdaż, wpadła tak całkiem nieoczekiwanie, w najbardziej zaskakującym miejscu, o najbardziej zaskakującym czasie. I w całości wychałturkowany z materiałów ze http://scrappo.pl. A to ze stempelka proporczyka i serca produkcji BoBunny (ale już go nie widzę w sklepie), a to kluczyk także stąd i także go już nie widzę na półce. Natomiast, ostatnio moje ulubione, taśmy washi są. A w ruch poszły:  motylowa, air-mailowa, lawendowy bilet (jedna z moich najbardziej ulubionych taśm), zegarowa oraz cała w stemple. Stąd też, z racji tego użytkowania, ośmielam się zgłosić notesik, dla poznawania świata przez Margharett, do czerwcowych inspiracji bloga Scrappo. Gosia co prawda nie ma już 14 lat, nawet nie ma 15, 16, 17... a inspiracje czerwcowe powiązane są tematycznie z dzieciństwem, odkrywaniem siebie i otoczenia, poznawaniem życia... ale myślę sobie, że życie jest tak zagadkowe i zaskakujące, że nigdy da się poznać do końca... więc i notesik na złote myśli o świecie osoby dorosłej też może się tu wpisać... A po wtóre, z Gosi to czasem taaaaaaaki dzieciak wychodzi:-) :-) (Ps. Gdybym się już więcej tu nie pokazała... domyślicie się za czyją przyczyną...)

I maleńki komunikat organizacyjny: jakiś czas temu, chyba w ubiegłym tygodniu?, te dni tak pędzą... wyleciał maleńki zastęp Aniowych  aniołów. Przyniosły coś dobrego Ani, niech i Wam - Drogie Adresatki przyniosą tylko to co dobre i opiekują się Wami mocno, a mocno:-)


A dziś wyszła kolejna paczka, a drogę ma tak bliską... za miedzę niemal. Powinna być jutro na ulicy Gołębiej:-)

A do mnie także zawitał, kilka dni temu, gość. Bardzo oczekiwany gość. Aniowa Aniołanka. Wypatrzyłam ją u Maikowej. I... TRZASK PRASK! jest u mnie:-) Razem z zapasem lawendy w woreczku i piękną kartką od Justyny. Bardzo, bardzo dziękuje Justyno:-) Bardzo:-) Te stópki... Ta mina taka zasadnicza, acz ciepła, że o uroczych reformach w żółte groszki nie wspomnę:-)





I oczywiście jutro trzymamy najmocniej jak się da kciuki za Anię.
 Albo inne dostępne Wam sposoby niech idą w ruch:-) 
Jutro TEN dzień. 
Będzie dobrze, będzie dobrze, będzie...

Pozdrawiam ciepło, wieczornie, serdecznie i oczywiście przytulając, że JEJ! i ruszam do dalszych działań bojowych.
Edyta z Kubkiem Kawy






niedziela, 23 czerwca 2013

Jędruś Klarzyn czyli Dzień Taty oraz Dzień Opery Mydlanej

Dziś w kalendarzu w kuchni stoi, że jest Dzień Ojca:-)
Jest takie zdjęcie mojego Taty, które zawsze poprawia mi humor. W sumie... to są trzy takie zdjęcia, a można nawet powiedzieć, że cztery... chociaż dwa z nich, by dały efekt końcowy w postaci uśmiechu, muszą występować łącznie.
W moim pokoju, na półkach z książkami, stoją zawsze dwa z nich. Musiały być zrobione gdzieś około 1943 - 1944 roku. Mój Tato urodził się w 1941 roku, a na tych zdjęciach, wydaje mi się, iż ma koło 2 -3 lat.
Najpierw w stroju codziennym ...



... i na bogato:-)


A to zdjęcie ma na odwrocie adnotację mojej Babci... "Jędruś Klarzyn":-) Może miało być gdzieś wysłane? Ubóstwiam i zdjęcie, i napis. Ta szlajfa przy czaputce, te kamaszki. i te krótkie, szerokie spodenki, zapinane na guziory, nałożone na długie, jasne spodnie, a może kalesonki. I ten Jędruś Klarzyn:-) Oczywiście logicznym wnioskiem jest, iż mój Tato ma na imię Andrzej, a moja Babcia - Klara. Lubię te dawne formy... ja byłabym wobec tego Krystyniną córką, a więc Edzia Krystynina?:-) a mój brat Darek Krystynin? Poezyjka...

Muszę kiedyś pokazać zdjęcia mojej Mamy z wczesnego dzieciństwa z... Marychem, Wawuchem Gieniuchem i resztą radosnej dziecięcej gromady oraz psem Żabą:-) To tak a propos tych pięknych nazwań i zdrobnień:-)

I zdjęcia mojego Taty z wojska, 1962 rok.





Prawda, że koniecznie w połączeniu i w tej kolejności, dają radosny efekt?
Oj, już zapomniałam, jak mój Tato był bardzo, a bardzo!, podobny do swojej siostry, Cioci Eli. Jakbym jednocześnie patrzyła i na Tatę, i na Ciocię:-)
I powiem Wam w tajemnicy, także podobieństwo mojego Brata do mojego Taty, akurat na tych zdjęciach jest bardzo widoczne.Mojemu Bratu się udało. Dostało mu się wszystko co najlepsze z naszej rodziny: wzrost, szczupłość, zgrabne nogi... ogólnie mówiąc: uroda. Ja dostałam tylko długie rzęsy po rodzicach. A poza tym grube nóżki po Babci Józi. Taka karma:-) I białaczka na mnie padła:-), ale tu nikogo nie mogę sobie genetycznie poobwiniać:-D, bo nie jest to rzecz dziedziczna. Dobrze, że nie padło na nikogo innego w rodzinie, na szczęście! Na szczęście!!!

Tato zawsze udawał, że nie interesuje go święto tatowe, jego imieniny, urodziny... ale tylko, co nie daj boże, zapomnieć... Ufochany, obrażony, czekał najbliższej okazji. Choćby i pół roku później:-), ale wychodził z niego żal. Ogólnie, życiowo, miał tą okropną cechę... za siedmioma górami, za siedmioma lasami, w małej chatce, na drewnianej ławie, przy drewnianym stole, siedzą bardzo, bardzo starzy, dziad i baba. Jedzą jakąś strawę drewnianymi łychami. Nagle dziad BACH! babę łyżką po głowie! "Za co?" pyta baba. "Bo jak sobie przypomnę, że nie byłaś dziewicą!"... czyli pamiętliwość. Czyżby, jak to lew?:-)
Mam nadzieję, że teraz Tato sobie spokojnie może czytać diabelską prasę codzienną - w niebie umarłby z nudów, a i niekoniecznie święty Piotr zagmerałby kluczem w niebiańskich odrzwiach - i zbierać w tysiącach teczek miliony wycinków z tejże piekielnej prasy. I ogląda wszystkie programy publicystyczne, Wiadomości Piekielne, dysputy publiczne pomiędzy diabłem Borutą a diabłem Rokitą. I 24 godziny na dobę słucha "Bolera" Ravela. I ma na zawołanie swoje ulubione kanapki z jajem na twardo i szczypiorkiem. Albo odsmażane ziemniaczki z sadzanym jajem. Ale najważniejsze, że  wszystkie biblioteki i księgarnie stoją przed nim otworem...
Już nie sto lat... ale radosnej wieczności, jeśli ona istnieje, życzę Ci Tato:-) Często łapię się na tym, że zastanawiam się "co byś na to powiedział?" Na przykład w środę, gdy słuchałam dysputy po wieczornym filmie. Albo co do projektu Europa Plus. Albo ustawy śmieciowej. Albo nowej powieści Pilcha. Albo nominacji do Nike. Albo... Dziś wybieram się, oczywiście, do Ciebie z kwiatkiem i światełkiem. Poza wszystkim bowiem obawiam się, że... za długie - mam nadzieję - lata, gdy spotkamy się w zaświatach, a gdybym nie poszła do Ciebie poświętować Twoich różnych świątecznych okoliczności, pacnąłbyś mnie łyżką z okrzykiem "bo jak sobie przypomnę, że w 2013..." :-D

Poza Dniem Taty mamy dziś Dzień Opery Mydlanej! Pamiętacie TO cudne dzieło,teraz już, klasyki mydlanej? Przyznaję się bez nacisków, że oczywiście oglądałam. Nawet gdy wyjechałam na wakacje nad morze, już w czasach mojego pierwszego roku pracy, oglądałam w świetlicy ośrodka:-) Ach!

W Dniu Ojca wszystkim tatom ojcostwa bez porażek życzę. A oglądaczom oper mydlanych wielu pasjonujących godzin przed telewizorem.

I jeszcze piękny czosnek ozdobny z działki mojej Mamy. Najpierw czosnek pełny, olbrzymia, ale bardzo lekka i ulotna, wielka, biała kula.


Oprócz białych, Mama ma jeszcze wielkie fioletowe czosnkowe kule, ale akurat nie tym razem.

A ostatnio pojawiła się na działce Mamy nowa odmiana ozdobnego czosnku. Jeszcze większe od kulistego, około 17 centymetrowe, półkola. I jeszcze bardziej zwiewne i ulotne. Takie małe genialne dzieło architektury "zrealizowane" przez przyrodę:-)






Nie wiem czy czosnek półkolisty podda się temu zabiegowi, ale kuliste czosnki co roku są suszone i stoją w wazonie, często obok gołych brązowych lub bordowych gałązek, przez kilka miesięcy.
Oczywiście nie mam pojęcia czy czosnek ozdobny połówkowy nazywa się półkolistym. Na pewno nie. Tak sobie go po prostu nazywamy:-)

Pozdrawiam ciepło i niedzielnie, i ruszam do dalszych działań bojowych. Przepraszam, że nie zaglądam do Was tak często i na tak długo jak bym chciała, nie odzywam się u Was, a przede wszystkim, że nie odpowiadam na Wasze komentarze u mnie. Nadrobię to, nadrobię z radością:-) Jeszcze tylko kilka dni:-)

Edyta z Kubkiem Kawy

sobota, 22 czerwca 2013

Ta Dam!! czyli wyniki loteryjki Nie Tylko i szybkie świętowanie Światowego Dnia Muzyki

Jednak koniecznie, ale to koniecznie, muszę najpierw o tym, że czas zacząć jeszcze mocniej trzymać kciuki za Anię:-) Jutro wyrusza w podróż po stuprocentowe, takie na zawsze, wyzdrowienie:-) Jutro w drogę, a we wtorek operacja. Potem oczywiście  musi nastąpić konieczne, dalsze leczenie, to ta ogromnie kosztowna część, tej całej ryzykownej, ale NA PEWNO WYGRANEJ WALKI ANI:-) 

Aniu, nie ma innej opcji, na pewno Ci się uda:-) :-)

Panie, Panowie, na "trzy" zaciskamy kciuki!
Raz... dwa... trzy!!!!!!!

I teraz szybkie Ta Dam!!!! czyli wyniki loteryjki Nie Tylko! Przed minutą (02.17) odbyło się losowanie. Właśnie Mama wynurzyła się ze swoich pieleszy - księżyc idealnie okrągły na niebie i ze snem u nas krucho - i zawitała do mojego pokoju. "Mamo, powiedz liczbę od 1 do 51." Ziewnięcie głośne sierotki losującej. "Hmmm..." Ziewnięcie kolejne. "17" 
I tym sposobem mamy Zwyciężczynię Loteryjki Nie Tylko... 
TA DAM!!!! 
MadeleineHandMade!! 
Gratuluję:-) i proszę o adres drogą mailową:-) 

Pozostałe przemiłe Towarzystwo Loteryjkowe proszę o przyjęcie podziękowań za cierpliwe ogonkowanie pośród strzępków:-) i zapraszam z początkiem lipca na kolejną loteryjkę. 
Tak, wiem... to już jest widoczne...
Wydało się...
Powiem głośno i otwarcie...
Mam na imię Edyta 
jestem... 
loteryjkoholiczką... 

I jeszcze trochę do poświętowania. W kalendarzu w kuchni, wczoraj, czyli 21 czerwca, zapisany był Światowy Dzień Muzyki. 



A mi różnie, przeróżnie, różniście w duszy gra... ale w ciągu ostatnich kilku dni grało mi... (jeśli ktoś ma chwilkę, niech sobie poświętuje robiąc klik) TO i TO i TO i TO i TOTO i TO i TO i TO i jeszcze bardzo, bardzo wiele... bo przecież MUZYKA JEST DOBRA NA WSZYSTKO:-), a każda na coś innego... na dzień za krótki, na małe smutki... 
Mam nadzieję, że nie wcinało się zbyt dużo reklam... mordęga straszna... 
Ps. A o Muppetach przypomniała mi ostatnio Sylwia swoim szwedzkim kucharzem robiącym popcorn :-) Dzięki Sylwia:-)

Pozdrawiam ciepło i do... przeczytania:-)
Edyta z Kubkiem Kawy






wtorek, 18 czerwca 2013

Sztambuch dla Wiktorii

czyli strony do zapisania z numerem 35. Praca całkiem na wczoraj i całkowicie weekendowa.

A przy okazji, z racji tego, że to nie chałturka pseudo - literacka, a manualna, posłuchało się znowu "Ani z Zielonego Wzgórza" z Romantowską i Pieczką, jeszcze na... taśmach szpulowych i takimż magnetofonie:-) A posiada się, posiada:-)  i to działający!! I świeci się w nim takie małe czerwone oczko gdy gra. Mój Tato nagrał na nim milionpięćsetstodziewięćset festiwali w Opolu i Sopocie! Jest tu nawet rocznik 64 Opola!! Ach... I czasem się słucha!!
I obejrzało się kilka filmów dokumentalnych... wiedzieliście, że hymn Niemiec napisał Haydn po tym, jak będąc w Wielkiej Brytanii usłyszał ich "Boże, chroń (wówczas) króla"? Był tak zafascynowany tym co usłyszał, że po powrocie zawarł melodię przyszłego hymnu niemieckiego w jednym ze swoich utworów na kwartet (lub chyba raczej kwintet...) smyczkowy. A potem doszły (nie pamiętam czyje) słowa i powstał z tego hymn. No chyba, że tak nieuważnie słuchałam, że coś tak lekko pokręciłam...  
A wiecie, że zaczątki naszych oczu sięgają epoki prekambryjskiej? Takie ogromnie, ogromnie dalekie zaczątki, podwaliny - rzec by można - oczu, w pierwszych organizmach żywych, dokładnie w czymś podobnym z wyglądu do lancetnika, a zwie się pikaja. To wiem od mojego ulubionego, zachwycającego, Genialnie Wszystko Tłumaczącego Profesora Briana Coxa. Młodzieniec jest w moim wieku (no tak... to nie całkiem taki młodzieniec:-)), a tyyyyyle w nim wiedzy. I tak fascynująco ją przekazuje. Polecam na przykład cykl "Cuda Wszechświata" na kanałach BBC. Wciągające jak najlepszy kryminał. Niewielu rzeczy ludziom zazdroszczę, ale inteligencji, wiedzy, talentów... o g r o m n i e    i    z a w s z e!! 
Obejrzałam też przy okazji kilka filmów, może raczej "obsłyszałam", na przykład "Bottle Shock" a Alanem Rickmanem o winiarzach kalifornijskich. Przyjemna rzecz. I, nie wiem już który raz, "Debiutantów" z Plummerem i McGregorem, niespieszne, refleksyjne, myślące kino. Pyszota filmowa.  

Ale oto numer 35, a więc sztambuch dla Wiktorii. Powstał na zamówienie mojej Ulubionej Ady, która kiedyś "wymusiła" na mnie, poprzez swoje zamówienie, pierwszy sztambuch:-) Cieszę się z tego, bo bardzo lubię je robić. Pracochłonne ogromnie, ale jak przyjemne.


Wiktoria dostanie swój pamiętnik w prezencie od całej klasy i pani wychowawczyni na pożegnanie. Opuszcza klasę, szkołę i chyba miasto też, ale tego nie jestem pewna. Mam nadzieję, że pamiętnik przypadnie jej do gustu. Zrobiony został wedle zamówienia i podanych o Wiktorii informacji, na przykład to, że lubi kolor niebieski i czerwony. No i najważniejsze, że jest uczennicą podstawówki. Przecież każdy wiek ma swoje prawa i marzenia, i myśli:-) A przy sztambuchu to ważne, bowiem w środku jest nieco stron z "zadaniami" dla Wiktorii w postaci zdań do skończenia, uzupełnienia. A to na przykład...  jakie książki lubi, jaka powinna być prawdziwa przyjaciółka, o pierwsze sympatie, o idealne wakacje, o marzenia do spełnienia... Będzie mogła zapisywać swoje radości, zwątpienia. Opisywać nowych kolegów i przyjaciół. Wpisywać ulubione wiersze, złote myśli. Poburczeć trochę na rodziców, bo kto nie burczy:-) Na pewno zmieści się w sztambuchu każda z szalonych, roztrzepanych, ale i rozmarzonych, myśli Wiktorii. Także każdy odkryty kąt świata i życia, i każda jego minuta.

Pamiętnik powstał przez sklejenie 7 zeszytów gładkich, 16 kartkowych, a więc - jeśli dobrze policzyłam:-) -  jest tu 112 stron. W miejscach sklejenia zeszytów powstały kieszonki, wyklejone są szarym papierem, a w nich mieszkają kolorowe etykietki do zapisania różnych różności. Do każdej z 10 etykietek można przywiązać sznureczek lub wstążeczkę, ale nie jest to konieczne. Kieszonki mają półokrągłe wycięcia dla łatwego dostępu do ich zawartości. 
Są także tekturki, również do zapisania lub przyklejenia czegoś do nich. Jest nimi wypełnionych 12 kopert z napisem "sekret!", na małe i wielkie tajemnice. Można zakleić i... zajrzeć za wiele lat:-)  
Na każdej kartce pamiętnika jest "coś". Sztambuch jest sercowo - motylowo - tasiemkowo - etykietkowy więc są tu serduszka i serca różnego koloru i wielkości, etykietki gładkie i w kropki, i w róże, motylki kolorowe oraz taśm kolorowych bez liku.   

Okładki zewnętrzne zostały wzmocnione tekturką i także oklejone wstępnie szarym papierem. Przyjemność zdobienia, a nie tylko nudne sklejanie zeszytów, rozpoczęłam od grzbietu pamiętnika. Posłużył mi tu papier w kratę, wzmocniony od spodu poprzez podwójną warstwę elastycznego, papierowego plastra bez opatrunku. Dzięki temu grzbiet się nie przerwie i będzie poddawał się przy otwieraniu i zamykaniu zeszytu. Oczywiście papier się zagina, od razu było to niestety widać, pozostają lekciutkie białawe "zaszudrania", ale całość się trzyma, jest mocna. A zagięcia chyba dodają tylko uroku "używalności" sztambucha. 




Całość zebrana wstążką, tak by można było związywać pęczniejący od - tak przynajmniej sobie to zakładałam - wklejanych czy wkładanych karteczek, zapisków, rysuneczków, liścików i listów, zdjęć, pamiętnik. I by nic z niego nie uleciało... 





A tu, na dole, widać boskie, słodkie, maluńkie guziczki w kropki, które ostatnio dostałam od Sylwii z Two Tea To Room Two Two. Sama słodycz. Guziczki oczywiście:-) Choć Sylwia też:-D I jak szybko się, piegowate słodziaki, przydały. Pasują idealnie!








I rozwiązujemy kokardkę i...





































I zamykamy sztambuch...






Hmmm... niektóre zdjęcia nie za bardzo... ale już czekał kartonik, dowód nadania, poczta, listonosz:-)

Do wychałturkowania sztambucha dla Wiktorii użyłam oczywiście gładkich zeszytów, trzech papierów kupionych lata świetlne temu (stąd nie pamiętam gdzie kupione i jak się zwały), serduszek z materiałów wtórnie użytych, torby po prezentach w różowe paseczki, papieru pakowe w koniczynę, motylków pieczątkowych, guziczków od Sylwii:-) i niebieskiej wstążki.
Przede wszystkim jednak użytkowałam, co widać zwłaszcza na okładce sztambucha, stemple akrylowe z serii Bo Bunny ze sklepu internetowego Scrappo.pl. Niestety, akurat tego zestawu stempli Bo Bunny, którego użyłam, a który zakupiłam w Scrappo, już nie widzę w sklepie... więc podlinkowałam się do serii Bo Bunny ogólnie. A w ruch poszły stempelki w kształcie chorągiewek małych, pustych w środku, w które pięknie wpasowały się i literki, i serduszka oraz chorągiewek większych, wypełnionych kwiatkami. W zestawie były także stemple, i użyłam ich tutaj, w kształcie "zapisanych" serduszek oraz obwieszonych serduszkami gałązek, które to ostatnie widoczne głównie na karteczkach w kopertach. Wszystko odbite przy pomocy tuszów Distress Pine Needles, Barn Door, Walnut Stain, także Scrappo.pl.
Stąd też ośmielam się (po cichutku) zgłosić sztambuch Wiktorii na czerwcową edycję cyklicznego wyzwania w Scrappo - Inspiracjach czyli blogu Scrappo KLIK TUTAJ. Myślą przewodnią inspiracji czerwcowych są takie oto słowa: "W dzieciństwie jest przyspieszenie, intensywność poznawania świata i siebie, trudności stawiania pierwszych kroków, doświadczania bólu, strachu, radości, zapominania o tym, tworzenia nowej rzeczywistości, zapominania o niej." 
I tak mi się wydaje, że pamiętnik - zapiśnik - bazgrolnik... czyli cokolwiek Właścicielka notesu z nim zrobi, może być idealnym miejscem na zapisywanie swoich małych i wielkich odkryć, spostrzeżeń z poznawania świata. Wyliczania radości i głośnego, wesołego JEJ!!!!! oraz utulania smuteczków i przykrości. 

Bardzo chcę przeprosić... bardzo chcę przeprośić za to, że trochę opuściłam się w odwiedzaniu Was. Nie wpadam z kawą na powolne czytanie, czy choćby szybki przegląd. Przepraszam też, że nie dotarłam jeszcze z uroczystą rewizytą do moich nowych, sympatycznych, gości. Przepraszam bardzo. Prawda jest taka, że owszem - wpadam, owszem - rzucam okiem, szybciutko podczytuję, bo jestem bardzo ciekawa co i gdzie słychać:-) Tyle, że już na skrobnięcie słowa brak minut. Przepraszam bardzo. Doba jakoś mi przykrótka bardzo. Bardzo. Jednak to się zmieni niebawem, za jakieś... trzy tygodnie:-) Zbiorczo więc, ale za to jakże gorąco!!!! pozdrawiam wszystkich bardzo, bardzo, bardzo ciepło:-) A jak już przyjdę poczytać i popatrzeć z kawą... to nie z kubkiem, ale z termosem! Ba! Z kanistrem pełnym kawy z mlekiem:-) 

AAAAA!!!! I wczoraj wyleciał mały zestawik Aniowych aniołów:-) Do Szydełkującej Małgosi i MisiÓwej Kasi. 
Reszta aniołów naprawdę niebawem:-) W tym tygodniu będę robić:-)

Pozdrawiam ciepło 
Edyta z Kubkiem Kawy