"... kierujemy się na ogół tą maksymką, moc radości wzmacniać smutku odrobinką..." Jeremi Przybora

piątek, 27 września 2013

Wrześniowe marzenia...

Z początkiem roku szkolnego zawsze lubiłam okładać książki i zeszyty. I lubiłam sobie przygotować nowy notes do zapisywania różnych różności, choć w moich szkolnych latach polegało to jedynie na obłożeniu grubego zeszytu w szary papier i dołączeniu szeregu naklejek. A potem do środka szły, jedna po drugiej, jakieś nastoletnie myśli domorosłe, jakieś cytaciki, teksty piosenek, wiersze, kartki pocztowe, papierki po donaldówach i tak bez końca.

Jeszcze dziś, gdy tylko wrzesień i gdy widzę w sklepach zeszyty, w księgarniach podręczniki, przypomina mi się ten wrześniowy zapał do rzeczy szkolnych. A także to, jak w wakacje stałam pod jedynym papierniczym w mieście, w długim ogonku, by kupić zeszyty w szarych lub brudno-błękitnych okładkach, ołówki i hit uczniowski - pachnącą gumkę chińską:-) Piórnika chińskiego, także wielkiego przeboju moich lat podstawówkowych, nigdy nie wystałam. Zawsze "już wyszedł", nim przyszła moja kolej na zakupy.

Co by to było, gdybym wówczas miała coś takiego, jak widać to poniżej... Nie twierdzę, że jest ucieleśnieniem marzeń o notesie tamtych lat, a nawet marzeń o notesie w ogóle, ale z pewnością byłabym bohaterką szkoły!! :-DD

A i dziś, na kolejny szkolny wrzesień, kolejny rok szkolny, może i nie jest taki zły? Jest miejsce na wpisywanie tego i owego, wklejanie, wpinanie. I na zdjęcia. I jakieś pamiątkowe bazgrołki, karteluszki, bilety do kina... A może nawet poszedł do szkoły w jakimś plecaku? Kto wie, do czego został przeznaczony przez swoją Właścicielkę:-)



Grubasek wielkości zeszytu złączony jest dużymi, pięciocentymetrowymi kółkami. Okładki z tekturki beermatowej. Za ozdobę przedniej i tylnej okładki służy piękna tekturka, która w sklepie I Kropki nazywana jest "śmieciem", czyli tym, co trafia do kosza, a przecież to tak boskie i wielce przydatne! Na szczęście zawsze można poprosić o dołączenie do przesyłki i za każdym razem skwapliwie z tego korzystam, a potem cieszę się jak dziecko! Jest to też element niespodzianki w paczce, nigdy nie wiadomo co się trafi:-) A tutaj tenże materiał wtórny, ów "śmieć", przyklejony jest do okładki i potuszowany z lekka.

W środku notesu a'la smash znalazły się karty papierów scrapowych, tak koło 25 plus około drugie tyle różnych  mniejszych i większych karteluszków. Część jest specjalnie przycięta do różnych kształtów, dodatkowo ozdobiona innymi wycinanymi elementami lub scrapkami. Także kilka pieczątek odbitych, kilka grafik wydrukowanych. Plus koperty zawiązane na sznureczek. Do wypełnienia notesu użyłam także moich dawnych wprawek fortepianowych, zarówno okładki jak i samych nut z preludiami Bacha. Znalazły się tu też strony z książek po polsku i po angielsku. Dwie z kopert, także kilka kartek do wpisów oraz jeden dziwoląg kartkowy składany i zawiązywany na kokardkę, zrobione są ze starej mapy żeglarskiej, na której widać wpisy i zaznaczanie tras morskich. Przyznam, że to właśnie te ostatnie najbardziej magicznie mi się czyniły. Tak mi w duszy grała kolonijna piosenka "morze, nasze morze, będziem ciebie wiernie strzec..." :-)
















A, zapomniałam. I wykorzystałam także do wydziałania niektórych ze stron, okładki od bloków z papierem brystolowym. 

Notes a'la smash ośmielam się zgłosić na wyzwanie w Craft Szafie,


Tradycyjnie, przy takiej okazji, powiem, że raz kozie śmierć, słowo się rzekło i kobyłka u płota:-)

A tak naprawdę poszłam tam za pracą Brujity:-) i dopiero wówczas pomyślałam o kobyłce u płota:-) Nie ma to jak pokonkurować z wielce i kreatywnie działającą Blogeżanką! 
To pewnie oczywiste, ale tak na wszelki wypadek wyjaśnienie: blogeżanka = blog + koleżanka:-))

Życzę pięknego, wedle pragnień co do pogody, weekendu:-) 
U mnie pracowicie będzie. Tak mi się prac na głowę zwaliło... Co bardzo, bardzo mnie cieszy:-) A po weekendzie wyłożę coś na półkę Straganu Tymianków:-) Mam nadzieję, że komuś się spodoba i będzie chciał, poprzez zakup, pomóc kocio - psim Wzruszaczom z Domu Tymianka. Gdybyście już dziś mieli na ową pomoc chęć, zapraszam na banerek na marginesie bloga, z kotkiem. 

Jeszcze raz pozdrawiam:-) Jesiennie:-)
Edyta z Kubkiem Kawy

Myślę sobie... "kobieto! musisz spróbować!"

Na okoliczność Craftshow w Krakowie,
który już teraz dosłownie, niemal w tej minucie się zaczyna, 
jego Organizatorzy, 
dodatkowo, 
poszaleli totalnie
 i 
tak wypasioną loteryjkę
przygotowali, że 
do całego wieeeeeelkiego zestawu nagród
 powinni
koniecznie
dodać opakowanie herbatki na uspokojenie. 
Duże opakowanie.
Osoba, która wygra niechybnie dostanie z zachwytu palpitacji. 
A kto wie czy i nie chwilowej arytmii serca. 
Może więc jednak przydałby się, w pakiecie z wyraną, bardziej konkretny środek na uspokojenie...

Nie wierzycie? 

To KLIK


I poczytałam,
i myślę sobie...
"Kobieto! Musisz spróbować!" 

No to próbuję! 
W końcu nie obiecywałam sobie wstrzemięźliwości loteryjkowej:-) 

Tfu tfu tfu! 
To na szczęście:-)

Czy u Was też tak pięknie pada? My, pod Szczecinem, mamy i słońce, i deszcz. Jednocześnie... ach... 

Pozdrawiam ciepło:-)
Edyta z Kubkiem Kawy

czwartek, 26 września 2013

Pozytywne kuszenie losu:-)

Mam na imię Edyta i jestem loteryjkoholiczką:-) 
Lubię organizować loteryjki i lubię postać w ogonkach loteryjkowych. 

A skoro lubię organizować loteryjki to smutno mi, gdy u mnie tak bezloteryjkowo już od dwóch dni. 
Ale... ale! 
Nowa loteryjka, całkowicie w duchu jesiennym,  już się szykuje:-) 
Jej kawałek wygląda tak...



I kuszę też nieustająco los. Pozytywnie kuszę:-)
Tym razem też nie mogłam się oprzeć, bo jest kusząco bardzo, a przy tym pastelowo - kolorowo. 
W ostatniej chwili dopisałam się, uffff.... 

Spróbujecie? 

Candy w Skarbnicy Pomysłów 



A szczegółowe informacje o candy tu KLIK



Pozdrawiam ciepło i jesiennie:-), i zniakam do działań bojowych!
Edyta z Kubkiem Kawy



środa, 25 września 2013

Jesienny Smuteczek


Kalendarz w kuchni mówi, że dziś 

Dzień Autorów i Wykonawców Piosenek!

O! To wielce przyjemne święto! 

Bez zbędnych, takich tam różnych, zapraszam do świętowania! 

Dzisiejsze święto celebruję w sposób czynny, a więc słuchając piosenek, ale jednak jako strona bierna święta. Jedynie słuchacz, jedynie. No... ostatecznie... powiedzmy, że można byłoby mnie, ewentualnie, zaliczyć do drugiej grupy dziś świętujących:-) Jednak wówczas dokładna nazwa święta, w sam raz dla mnie, brzmiałaby...

 Dzień Tragicznie Żałosnych i Kiepskich, Po Prostu Żenada!, Wykonawców Piosenek

W owo święto załączyłabym tu KLIK do wykonania piosenki by myself, którą często sobie podśpiewuję, tej oto - I TU KLIK PROSZĘ:-). Lubię sobie śpiewać głośno i z zapałem godnym większej sprawy. Fałszuję przy tym strasznie, ale i radośnie!, stąd świadkiem moich popisów wokalnych jest jedynie Tygryssa Tygrysowicz, czego chyba sobie nie chwali... Po kilku minutach zaczyna rozpaczliwie miauczeć:-) Identyczny miauk wydaje jeszcze gdy włączam mikser:-D

A często też śpiewam sobie, między innymi, to KLIK, zwłaszcza w czasie porannych i wieczornych ablucji. "Łopot spragnionych ust"... tylko pan Przybora mógł tak napisać. 

Pan Przybora i Pan Wasowski, 
czyli Pan A i Pan B,
 czyli mój ukochany Kabaret Starszych Panów:-) 

(źródło: gdzieś, bez nazwy, z przepastnego internetu)

Z okazji
 także 
Ich święta
 pozwalam sobie 
zaprosić Was 
na 

"Smuteczek" 

do jednych z 

Najwspanialszych Autorów i Wykonawców Piosenek:-)



Znajdziecie tu nostalgiczną Jesienną Dziewczynę, jesienne chryzantemy, wspaniałego Dosmucacza, magnetyzującego hrabiego De Vrobel, swojską, acz liryczną Parciankę, pożegnanie pomidorrrrów... ogrom na pozór malutkiej, a wielce delikatnej, pięknej liryki słowa i dźwięku. Dodatkowo, w naprawdę mistrzowskim wykonaniu. 

Może więc duży kubek wieczornego kakao obok komputera i klik za klikiem? 

Polecam bardzo serdecznie. Tym, którzy znają, polecać nie trzeba. A Wy, którzy nie znacie, posmakujcie. Może Was też zaczaruje? Niekoniecznie jesienią, nie zmuszam :-) :-), ale urokiem świata Starszych Panów. 


Całość wyemitowana 29 października 1960 roku. 
Magiczna moc ciągle się sączy...

A na do widzenia, w taaakie święto, zaśpiewam Wam razem z Joe Dassinem, moim okrutnie strasznym francuskim (którego zresztą nie znam, ale piosenkę umiem!), jedną z moich kilkudziesięciu - kilkuset ulubionych piosenek. Ja będę cichutko u siebie śpiewać, a Joe głośno i pięknie w 1975 roku - KLIK

Ależ mi się nostalgicznie zrobiło po tej dawce pięknych smuteczków Starszych Panów i dogrywce Dassine'a... więc by powrócić do żywych :-) ten oto, ostatni, KLIK proszę zrobić. I to są też moi ulubieni Autorzy i Wykonawcy Piosenek:-) Z nimi też śpiewam:-) 

W Dniu Autorów i Wykonawców Piosenek życzę Wam śpiewania do upadłego! 
I co tylko Wam w duszy gra!!! 
Jakość nieważna:-) 
Who cares!!!,
 że posłużę się słowami z powyższego kliku! 

Bo przecież nie od dziś wiadomo, że...

"Piosenka jest dobra na wszystko 
Piosenka na drogę za śliską 
Piosenka na stopę za niską 
Piosenka podniesie Ci ją 
Parararara... 

Piosenka to sposób z refrenkiem 
Na inną, nieładną piosenkę 
Na ładną niewinną panienkę 
Piosenka - de son la chanson

Piosenka to jest klinek na splinek 
Na brzydki bliźniego uczynek 
Na braczek rzucony na rynek 
Na taki jakiś nie taki ten byt 

Piosenka pomoże na wiele 
Na co dzień jak i na niedzielę 
Na to żebyś Ty patrzał weselej 
Piosenka - canzona, das Lied

Po to wiążą słowo z dźwiękiem kompozytor i ten drugi 
Żebyś nie był bez piosenki, żebyś nigdy jej nie zgubił 
Żebyś w sytuacji trudnej mógł lub mogła westchnąć z wdziękiem: 
Życie czasem nie jest cudne, ale przecież mam piosenkę 

Piosenka jest dobra na wszystko 
Piosenka na drogę za śliską 
Piosenka na stopę za niską 
Piosenka podniesie Ci ją 

Piosenka to sposób z refrenkiem 
Na inną nieładną piosenkę 
Na ładną niewinną panienkę 
Piosenka de son la chanson 

Piosenka to jest klinek na splinek 
Na brzydki bliźniego uczynek 
Na braczek rzucony na rynek 
Na taki jakiś nie taki ten byt 
Piosenka pomoże na wiele 
Na co dzień jak i na niedzielę 
Na to żebyś Ty patrzał weselej 
Jej słowa, melodia i rytm"

                                                                                                     Jeremi Przybora 


A jeśli marzy Wam się posłuchać, jak "połączył słowo z dźwiękiem kompozytor i ten drugi": -) proszę zrobić KLIK:-)


Pozdrawiam oczywiście jesiennie i ze śpiewem, bo to przecież "klinek na splinek" czego i Wam życzę!
Edyta z Kubkiem Kawy



wtorek, 24 września 2013

JEST dziś

JEST 24 września. 
Temperatura w cieniu - 12 stopni. 
Wietrznie. 
Słonecznie. 
Niebo wygląda właśnie tak...



I jaki to JEST dzień? 

(ukradłam sobie od Brujity:-))


Jak każde "dziś", dzisiejsze "dziś" zaczęło się od śniadania. 

I dzisiejsze "dziś" serwowało na śniadanie... 



A poza tym, że JEST dziś:-), co już jest przyjemne samo w sobie,

kalendarz w kuchni mówi, że mamy też: 

Dzień Śliwki!
Niech żyją powidła śliwkowe! 
Niech żyje kompot śliwkowy!
Niech żyje każdy komu się zdarza wpaść w coś, jak śliwce w kompot!
Niech żyje ciasto ze śliwkami!
Niech żyją knedle ze śliwkami!!! 


Dzień Grzyba!
Niech żyją sosiki grzybowe! 
Niech żyją suszone grzyby na wigilijnym stole! 
Niech żyją pierogi z grzybami i kapustą! 
Niech żyją grzybki w occie! 
Niech żyją pieczary nadziewane szpinakiem i gorgonzolą! 
Niech żyją piegi na muchomorach! 


kalendarz pokazuje także, że dziś

Dzień Losowania w Optymistycznej Loteryjce! 


Wysoce wyspecjalizowana maszyna losująca typu JML przygotowana...

JML - Jesienna Maszyna Losująca:-)



Nastąpiło wysunięcie części ruchomej JML



Część ruchoma JML wprowadza losy w ruch... kręci się, kręci się, kręci się... 



Część ruchoma JML wybiera los...


i
trr trr trr trr trr trr trr trr trr trr trr trr trr trr trr (czytaj: głośne werble!) 
i
TA DAM!!! 



Ależ pięknie to się wkomponowało w jesień i romantyczność albumu:-)
Serdecznie gratuluję, Chmurko! 
Proszę o mail z adresem:-)


A ponieważ sponsorem "dziś" jest cyfra...



(o czym będzie za chwilę, poniżej!)

maszyna losująca JML tak się rozkręciła,
że wylosowała jeszcze

osób dodatkowo,
do których trafią inne małe przyjemności:-)



Zainteresowane - Wylosowane proszę o adresy:-)
Oczywiście te Panie, których adresów jeszcze nie posiadam:-)

Pozostałych przepraszam, że część ruchoma
wysoce wyspecjalizowanej maszyny losującej typu JML
nie przyniosła im szczęścia:-)

Chciałabym też zaznaczyć, iż rozważałam użycie do losowania Mr Randoma
 czy innych takich (istnieją inne tego typu zjawiska?),
 ale to takie mało romantyczne i emocjonujące dla samej organizatorki loteryjki.

I jednocześnie pragnę stanowczo potwierdzić prawdziwość losowań.
Nie było żadnych takich tam różnych szachów - machów i mataczenia.
Usprawiedliwiam się, bo może ktoś mnie posądzić o kumoterstwo i tak dalej:-(

Wszak jest tu Sylwia, która mogła mnie przecież przekupić
swą wielką paczką przydasiów sprzed kilku miesięcy:-)
Ewentualny element przekupstwa mógł się wkraść także w wylosowaniu Moni Fioletowej, 
u której wygrałam niedawno pięknie wymyślony konkurs:-)
I także jest Olenkaja, z którą łączą mnie podejrzane i pokątne interesy:-) ciiiiii....
Ale jest tu Anko, którą znałam przelotnie i do której wreszcie z kawą wpadnę. Z termosem kawy!
I pięknie brzmiąca swym blogowym imieniem, MruMru, którą dopiero na dniach poznałam,
chyba także z okazji Wymianki Pod Patronatem Św. Mikołaja. Chyba, że coś pokręciłam...
I na koniec najbardziej oczywiste zaprzeczenie mej ewentualnej interesowności i mataczenia,
albowiem Łucka drugi raz z kolei mieści w grupce wyróżnionych.

I na koniec solidna porcja prywaty:-) :-) :-) 
Bo muszę i chcę wyjaśnić skąd loteryjka tak optymistyczna,
z tak optymistycznym wpisem na pierwszej stronie albumiku do wygrania
i
czemu 11 września jej początek,
a 24 września - dziś, jej koniec. 

Bowiem... 

Jest jeszcze jedno święto wpisane w kalendarzu w kuchni!
Pokazuje on, że dziś w okolicach godziny 14.20 
skończę 
6  LAT!!!!

Proszę nie regulować odbiorników, nie przecierać ekranów! 
Nie skończyłam 16 lat, ani 61, ani 36, ani 66, ani... a dokładnie 

6  LAT!!!!

Urodziłam się drugi raz
sześć lat temu,
w Katowicach moich Ulubionych:-),
na ulicy Dąbrowskiego, na drugim piętrze, 
na I Odcinku Kliniki Hematologii i Transplantacji Śląskiego Uniwersytetu Medycznego, 
w zamkniętej przez circa dwa miesiące, na cztery spusty, sali, 
z widokiem na wąską ulicę, na starą kamienicę, biuro adwokackie, sklep spożywczy "Krystynka" 
oraz... nomen omen!!! salon pogrzebowy:-) 
ba! nawet dwa salony pogrzebowe:-)
To widziałam siedząc przy oknie.
A leżąc w łóżku, co było stanem permanentnym, widziałam głównie kawałek nieba:-)
Pewnego dnia przez tan kawałek nieba przesunął się z wolna, wielki, majestatyczny, żółty sterowiec...
Aaaaale miałam uśmiech...
Sterowiec nie był majakiem, efektem ubocznym morfiny:-), a prozą życia.
Ciągnął za sobą reklamę...
Jednak przez kilka minut czułam się jak bohater filmu niezależnego kina,
a nie pacjent połykający kilogramy tabletek
 i stanowiący,
wraz z wenflonami, rurkami, kroplówkami, stojakami, maszynerią do dozowania leków,
zamknięty system naczyń połączonych:-)

11 września sześć lat temu,
zakluczono mnie na trzy spusty,
 na kolejną i ostatnią, dziesięciodniową chemię,
tak by móc następnie
 poddać przeszczepowi,
co się zadziało właśnie 24 września:-) 
O 14.20 podłączono mi kroplówkę
ze szklanką szpiku
mojego szczurzastego,
ogarniętego nieustającym i nieuleczalnym syndromem Reksia,
Brata!
Podłączono mnie także do aparatu robiącego bip... bip... bip...
na wszelki wypadek,
tak by wyłapać moment, w którym postanowię nagle paść trupem:-)

A po kolejnych kilku tygodniach
- nie był to przyjemny czas, ale dało się przeżyć (niech żyje morfina!!!) -
23 października wypuszczono mnie na świat.
Pierwszy oddech
nie przetworzonym przez jakieś tajemnicze maszyny,
pysznym! katowickim! powietrzem
to jeden z piękniejszych momentów mojego drugiego życia!
I tego pierwszego także!

Tak więc dziś mam 

6  URODZINY !!!

Nawiasem mówiąc, każde z TYCH urodzin bardzo celebruję, odrobinkę hucznie i bardzo radośnie.
Jest tort, bywa szampan (na razie jeszcze ten dla dzieci:-)), są prezenty, najczęściej stosowne do wieku:-)
Na 1 urodziny był miesięcznik "Miś", piłeczki i pluszowe zabawki.
 Potem poszły malowanki, kredki, papiery kolorowe, książeczki z obrazkami.
A że powoli rosnę, to i moi goście przechodzą
na bardziej "dorosłe" prezenty, jak
książeczki  i książki do czytania, rymowanki, nożyczki, dziurkacze.

I planuję wyprawić wieeeelką, wesołą 18!!! Taką z tańcami i hulankami!
Oby była:-)


Ale przede wszystkim 
6  URODZINY !!!
to  wspaniała okazja by, po raz kolejny,  

podziękować 
Dzielnemu Dawcy!
mojemu Bratu!

Dzięki wielkie Szczurku!!!!
wielkie
wielkie
wielkie
:-

To mój Brat 
jest
 BOHATEREM DNIA!!! 
:-)


Jak to fajnie, że JEST dziś!

I każde
 DZIŚ
to mój 
ULUBIONY DZIEŃ! 
(nawet jeśli bywa dniem całkiem do tyłu... mówi się trudno)

czego i Wam 
BARDZO BARDZO SERDECZNIE ŻYCZĘ:-)
(oczywiście tylko dni do przodu!!!!!)


Pozdrawiam urodzinowo:-)

Edyta z Kubkiem Kawy, lat 6 (i 42) :-)

Wróć!!!!!!

6 lat + 42 lata = 48 lat
48 lat : 2 (bo tyle mam "rodzajów" lat:-)) = 24!!!!!!

a więc...

Edyta z Kubkiem Kawy, lat 24:-) 
(a to sobie sprytnie wymyśliłam:-))))))))))))

ps. zapraszam na kawałek tortu!
(czekoladowo - waniliowy z malinami:-))


:-) :-) :-) :-) :-) :-) :-) 


poniedziałek, 23 września 2013

Przyjemności wymiankowe!!!!!

Trafiłam kiedyś przez przypadek Pod Wiatrak. No, może nie tak całkiem przez przypadek:-), bo zaprowadziła mnie tam Wymiana Smashowa! Obiecywałam sobie po niej tak wiele, wiele, wiele, a otrzymałam dużo więcej, niż moje "wiele, wiele, wiele". 

Bardzo polecam zajrzenie Pod Wiatrak. Ogromnie kreatywne miejsce, prócz szumu skrzydeł wiatraka, słychać tam jeszcze baaaardzo dużo i bardzo barwnie.

Los sprawił, że wg zasady "wężykowej" (bo ilość chętnych była nieparzysta) moim darczyńcą:-) była właśnie Pani na Wiatraku:-) Boei. I w puchatej kopercie przybyło do mnie... 



Jako żyw, nigdy nie uda mi się zrobić tak pięknie wychlapanej, wymediowanej okładki. Niestety...





I była też piękna, duża garść różnych różności pomocnych w dokonywaniu wpisów, wraz z długopiso - mazakiem.


I przynosząca szczęście kartka, wypisana tak pięknym charakterem pisma, jaki zawsze mi się marzył :-) 



I jeszcze były sobie w paczuszce słodycze, w tym i - niestety! - moja ukochana Milka truskawkowo - jogurtowa... Niestety... bowiem od czasu przybycia paczki, statystycznie pół dnia zajmuje mi myślenie o tym, że leży sobie w szufladzie i mnie woła:-)

Boei:-) :-) Jeszcze raz ogromnie i ciepło dziękuję! I za smasha wybornego, pełnego kart różnorakich, kopert i pożółkłych stronic książkowych, i za przydasie do jego wypełniania, i za kawy oraz słodycz moją ulubioną!


A smash zrobiony przeze mnie, w ramach owej pysznej wymianki, pokaże się tutaj, gdy tylko dotrze do właścicielki. Oby dotarł dzisiaj!, bo wysłany w czwartek priorytetem, jakoś jednak się nie spieszy:-(


A jeśli już o wielkich przyjemnościach mowa! Dostałam jakiś czas temu ogrrrrromną pakę od szydełkującej Małgosi. Czego tam nie było! I materiałów moc, i koronki bawełniane i niebawełniane ciągnące się kilometrami, i koraliki, kordonki, muliny... Wcześniej nie mogłam się powychwalać bo Tygryssa Tygryssowicz de domo Sierściuch ulubiła sobie karton do spania:-) i nie schodziła z niego całymi dniami. A ile przy tym było wąchania! Z pewnością wyczuła miauczące stworzenia Małgosi, które - jak mi doniesiono - bardzo czynnie brały udział w pakowaniu pięknej paki.



Bardzo, bardzo, bardzo, bardzo, bardzo... dziękuję Małgosiu za ogrom przydasiowości!
Na razie dziękuję tylko trochę, niebawem podziękuję bardziej:-) 



Pozdrawiam wszystkich Tuczytaczy:-) bardzo serdecznie i oczywiście jesiennie...
I pozdrawiam także ŚLIWKOWO! bo jutro - 24 września - DZIEŃ ŚLIWKI!!!!!!! Smacznego!

Edyta z Kubkiem Kawy



niedziela, 22 września 2013

Koniec pierwszego dnia jesieni...

Jak minął pierwszy dzień jesieni?

Według mnie zdecydowanie za szybko, albowiem:

1. Dwadzieściacztery minuty po północy zrobiłam pierwszy jesienny wpis blogowy:-)

2. Przy porannej kawie wykonałam szybką marszrutę po blogach. A okazji pierwszego dnia jesieni, kawa była ze szczyptą cynamonu.

3. U Sylwii, będącej ostatnio pod przemożnym wpływem muchomorów:-), dojrzałam takie ciasto, że...

4. musiałam je upiec!



Wianek drożdżowy Sylwii wygląda zdecydowanie bardziej pysznie! A moje zdjęcia robione w pośpiechu, bo za plecami stała Mama i Wujowie, i słyszałam tylko "no ukrój wreszcie!".

5. Były też knedle ze śliwkami. To już produkcja Mamy. A akt konsumpcji w wykonaniu Wujów i Mamy. 


Oparłam się. Czy słusznie????????????? 
Moja Mama wypisała sobie, zasłyszaną ostatnio w jednym z programów kulinarnych, myśl.
I  przyszpiliła do drzwi lodówki. 


Więc, czy słusznie??????????? :-)))

6. Pojechałam rowerem do Szczecina i z powrotem, oglądając jednocześnie film dokumentalny o historii Rosji.

7. Kolejny dzień warzyłam powidła śliwkowe. Na starodawny, niespieszny sposób. Sto procent śliwki i nic więcej. 



Jeszcze i teraz robią, tuż obok, powolne, ciche pyk, pyk... I zmieniły barwę na piękny, głęboki... śliwkowy:-)

8. Urobiłam 1 metr bieżący szala.

9. Przeczytałam kilka miłych komentarzy pod pierwszym jesiennym postem. Jedne głosują za jesienią, inne z lekka jej złorzeczą:-) Pierwszym życzę wielu jesiennych pięknych wieczorów deszczowych i rozwianych. A drugim jak najmniej jesiennych smutnych wieczorów deszczowych i rozwianych.

10. Dokonałam losowania zwycięzcy maleńkiej loteryjki z okazji pierwszego dnia jesieni:-) I tak...

Tratatatatatatatatatatatata!!!!!!!!!!!!!!!



Jeśli dobrze nie widać, to napis brzmi:  W MAŁYM DOMKU:-) 

I chciałam jeszcze, za piękne podejście mnie Wisławą Szymborską:-), wysłać podobny albumik, bo z identycznym byłoby trudno chyba, do DEKUPAGEKINII:-) 

Gratuluję:-) I bardzo proszę o adresy na skrzynkę mailową.

I przepraszam tych, do których nie poprowadziła mnie ręką.
Okazje jeszcze będą:-)


Pozdrawiam ciepło, bardzo jesiennie:-)
Edyta z Kubkiem Kawy