Kalendarz w kuchni mówi, że dziś Dzień Pocałunku:-) Ha! Co za święto!
Żeby nie było, że gadam i gadam, co mi się tu czasem zarzuca:-) dziś ja milczę, a za mnie mówią inni:-) Czyli, z grubsza rzecz ujmując, mały, maleńki przegląd tego, co mi przychodzi na myśl o pocałunku. Nie będę oczywiście robić tu listy panów, których mogłabym obcałowywać, ba! być przez nich obcałowywaną! Bo po pierwsze, jeszcze nie ma 22.00, a po wtóre długość posta byłaby zatrważająca... A może i nie... :-)
Wzorcowy pocałunek typu "rączki paniusi całuję":-) Pan pięknie zgięty w pół, panienka usta w ciup:-) Bardzo lubię rysunki Gwidona Miklaszewskiego. Mam kilka książeczek dziecięcych, a i już książek, z jego rysunkami.
Wzorcowy pocałunek typu "rączki paniusi całuję":-) Pan pięknie zgięty w pół, panienka usta w ciup:-) Bardzo lubię rysunki Gwidona Miklaszewskiego. Mam kilka książeczek dziecięcych, a i już książek, z jego rysunkami.
(Rys.: G.Miklaszewski w: M.Samozwaniec, "Na ustach grzechu", Wyd. Śląsk, Katowice 1990)
A że lubię słowniki tudzież encyklopedie (a moje ulubione "Nowe Ateny czyli encyklopedya..." Chmielowskiego ani słowa o pocałunku, ach...) i żeby było podłoże naukowe, i grunt do rozmyślań:-) to: "pocałunek: pocałowanie, dotknięcie kogoś ustami, zwykle z jednoczesnym cmoknięciem, przyjęte ogólnie jako forma wyrażania uczuć; Długi, gorący, namiętny, serdeczny pocałunek. Braterski, ojcowski pocałunek. Pocałunek w policzek, pocałunek w usta. Obsypać, okryć kogoś, czyjeś ręce pocałunkami. Oddać pocałunek. książk. Złożyć pocałunek na czyimś czole. Przesłać, posłać komuś pocałunek (ręką); fraz. Judaszowski, judaszowy pocałunek"
"Słownik języka polskiego" pod redakcją M.Szymczaka
Pierwsze co na myśl przychodzi to "Pocałunek" Klimta, a zaraz potem Makuszyńskiego "uśmiech jest jak połowa pocałunku, poproszę o tysiąc uśmiechów", i także... "dreszcze nasze u warg się spotkały". I piękne i nieco kiczowate może... może... nie pomnę czyje, a od nastoletnich lat za mną chodzi i odczepić się nie może:-) Może Leśmian?
A jeśli Leśmian ...
Usta i oczy
Znam tyle twoich pieszczot! Lecz gdy dzień na zmroczu
Błyśnie gwiazdą, wspominam tę jedną - bez słów,
Co każe ci ustami szukać moich oczu...
Tak mnie żegnasz zazwyczaj, nim powrócę znów.
Czemu właśnie w tej chwili, gdy odejść mi pora,
Pieścisz oczy, nim spojrzą w czar lasów i łąk?...
Bywa tak: świt się budzi od strony jeziora,
Nagląc nas do rozplotu snem zagrzanych rąk...
O szyby - jeszcze chłodne - uderza pozłotą
Nagły z nieba na ziemie świateł zlot i spust -
Usta twe - na mych oczach! Co chcesz tą pieszczotą
Powiedzieć? Mów - lecz zmyślnych nie odrywaj ust!
Ja wiem, że Leśmian to już nie nasz świat... ale ja tam lubię. Mimo, że czasem nieco mnie bawi, czasem... ale jednak bardziej czaruje...
I takie rozkoszne perełki przychodzą mi na myśl... dla dużej ilości uśmiechów, a nawet takiego u ha ha! Bo nigdy nie zaszkodzi:-)
(Rys.: J. Wysocki w: H.Mniszek "Trędowata", Wyd.Literackie, Kraków 1972)
"- Zobaczysz, jedyna! zobaczysz! wszystko, co nam stanie na przeszkodzie, zgniotę, zdepczę, a ciebie mieć muszę!
- Ale ja nie chcę być zakałą w waszej rodzinie. Pana by zagryźli, zadręczyli. Ja nie chcę tego dla pana, bo go kocham. Jak za długo byłam wśród was. Kochając pana od dawna, czemuż od razu nie uciekłam? Żyłam jak we śnie, bez zastanowienia, a teraz już ... nie zapomnę!
Zaczęła znowu płakać.
- Uspokój się, dziecko! - mówił Waldemar tuląc ją do piersi - Stefciu złota moja, nie powinnaś tak mówić, skoro kochasz. Zostaniesz moją zoną, którą wszyscy muszą szanować, będziesz ordynatową Michorowską i na tym stanowisku przy mnie nic ci nie grozi. Jestem pewny, że przeciwko tobie, jako mojej żonie, nikt głośno szemrać nie będzie śmiał, a ciche mruczenia nas nie obchodzą. Ptaszyno najdroższa, prędzej zginę, niż cię porzucę, wierz mi.
Przycisnął usta do jej ust. Jego wąsy muskały ją w policzek, gorący żar oddechu odurzył Stefcię aż do utraty zmysłów.
- Powtarzam ci droga moja, Twój Waldy nie zawiedzie, tylko mu zaufaj zupełnie. Przyjdzie czas... pojadę do Ruczajewa i zabiorę cię. Wówczas podasz mi sama rękę na całe nasze wspólne istnienie. Pragnę twego szczęścia i zwalczę przeciwności, gdyż inaczej mielibyśmy oboje zwichnięte życie. Moja ty mimozo! Od dziś jesteśmy narzeczeni i proszę, bądź spokojna.
Wjechali w obręb dworca. Przeraźliwy gwizd parowozu wyrwał ich z upojenia. Kareta stanęła, pociąg już był na stacji.
Ruch, gwar, zamieszanie.
Ordynat umieścił Stefcię w osobnym przedziale (...). Pozostało jeszcze kilka minut do odejścia pociągu.
Stefcia drżała febrycznie. Waldemar ściskał jej ręce.
- Do widzenia, ukochanie moje! Spodziewaj się mnie w Ruczajewie i ufaj! Zrobię wszystko dla naszego szczęścia. Jesteś dla mnie jedyną!
Rozległ się trzeci dzwonek. Stefcia krzyknęła głucho.
Waldemar porwała ją w ramiona i gorąco ucałował jej spłakane oczy. Brwi miał ściągnięte i wielkie poruszenie w twarzy. Usta mu drżały.
- Do widzenia, najmilsza, do widzenia!
Stefcia wyrwała mu się z objęć (...). Pociąg ruszył.
Ordynat, idąc przy oknie, gdzie stała Stefcia, uniósł z głowy futrzaną czapkę i posyłał pieszczące słowa za bladą twarzyczką dziewczyny, niknącą na tle szyby w natłoku wagonów. Pociąg wypadł poza stację, na księżycowej, błękitnej przestrzeni toczył się szybko, hurkotał, opasany wałem dymu.
Waldemar doszedł do pompy stacyjnej, stanął i patrzał na oddalającą sią masę, łowił uchem silniejszy, to słabszy turkot kół, z dziwnie rzewnym uczuciem.
- Przyjadę po ciebie niedługo, mój ty ptaku złoty! - rzekł prawie głośno (...). - A teraz do walki! Podawać karetę!"
(Rys.: G. Miklaszewski w: M.Samozwaniec, "Na ustach grzechu", Wyd. Śląsk, Katowice 1990)
I drugi pocałunkowy fragment z innej książki ...
"Poderwał oniemiałą Stefcię z posadzki i zatoczył z nią w miejscu szatańskiego hołubca, przyciskając ją mocno do piersi.
- Puść pan! - szeptało dziewczę, blade jak martwica, przyciskając się mocniej do jego silnego ramienia mężczyzny.
- Nie! Nie puszczę, jedyna! - zamamrotał ciepłym tonem Waldy - Oto teraz zawiedziemy taniec szalony, całkiem nagiego piękna... Ogień i lilia - dodał kusząco.
- (...) To się nie godzi - odparła już śmielej Stefcia.
- Tyś moja, moja! królewno z polskiego dworku - zaszemrał pokornie, nie odpowiadając na jej pytanie.
Nie wiedziała, jak i kiedy znaleźli się wśród szalonego tańca w oranżerii, gdzie od przepysznych wschodnich palm, rododendronów, pterodaktylów, cynegalii i apokaliptusów trzęsła się dosłownie oszklona sala. Stefcia w życiu swym nie widziała takich kosztowności flory. Toteż cała jeszcze pod wrażeniem cudownego zakątka, padła, zmęczona nieco upajającym walcem Straussowskim na poręcz kryształowego krzesełka w formie wazy greckiej, które ozdabiało bukoliczne atrium.
- Bosko tu, bosko(...)! - szepnęła, trzęsąc się jak w febrze.
Wtem nagle jakaś żelazna obręcż, niby wąż boa, mieszkaniec północnej Afryki, który może spadł z daktylowej palmy, objął ją wokoło... Było to ramię ordynata, który klęczał jak martwy u jej stóp, szepcząc pokłony i słowa zachwytu.
- O, jakże cudną jesteś, pragnienie ty moje! Żałuję, że nie jestem w tej chwili jakimś sławnym Greuzem, malarzem rodzajowym, aby móc oddać na papierze, świętym dla tej sztuki olejem, obraz twego buziaka zmysłowego anioła.
Mówiąc to, przytulił głowę, jak przestraszone dziecko, do wytwornych wiązadeł jej dwojga kolan.
- Usta mi zaschły, jedyna - poprosił - patrząc w oczy z ufnością ...
Stefcia nie broniła się, przymknęła z lekka powieki i nagle poczuła, jak wielki żar i ulga wpłynęły jej do serca, a na ustach jej, niby dziki tygrys na piaszczystych pustyniach Sahary, usiadły palące wargi Waldyego.
- Kocham!... szaleję!... - mawiał z cicha w przerwach pocałunków - Ty moja, moja na wieki.
I oboje, wsparci tak o siebie, bytowali jak zakochana para, jak królewskie państwo z długiej bajki Andersena, wielkiego bajarza skandynawskiego.
Różne uczucia miotały duszą dziewczęcia. Ból, męka, rozkosz i nadzieja. Tak dziwnym jej się to stało, że ona, niezłomna, zimna na oko, niby królewna, ona, której żaden żyjący mężczyzna do ręki nie wziął, teraz bez wahania, bez oporu, oddała usta swe dziewczęce jego straszliwym całunkom.
Tak! - ale to się powtórzyć nie powinno (...). Więc próbowała oswobodzić swych ust pąkowie z uścisku ordynata, gdy nagle (...) zrobiło się jej ciemno i słabo, a teraz całym ciężarem padła zemdlona na marmurowe łono posadzki, u stóp płaczącej palmy. Waldy schwycił się za głowę, jakby sam już był częściowo nieprzytomny, i jednym gestem znalazł się między tańczącymi, obgryzając z żalu swe wytworne białe palce, obute w kosztowne pierścienie.
- Panna Stefcia zemdlała! Ratuj w imię Boże!"
Obie perełki z dwóch książek: "Na ustach grzechu" Magdaleny Samozwaniec, jedna z najprzedniejszych rzeczy na zdecydowanie nieprzednie dni:-) oraz "Trędowata" Heleny Mniszek, całkiem na serio napisana, a jakże cudna, oj cudna:-) Oczywiście to przedwojenny melancholijny i tragiczny romans. Ale moja Mama i Jej koleżanki, we wczesnej młodości zaczytywały się ta książką, lata pięćdziesiąte. Czytały ją wyciętą z jakiejś codziennej gazety, gdzie drukowano powieść w odcinkach. Złożona była, strona po stronie, w gruby plik i włożona w zieloną tekturową teczkę. Pamiętam ją u nas w domu. I w takiej formie, jako bardzo wczesna nastolatka, przeczytałam ją niemal trzydzieści lat później, jakoś na początku lat osiemdziesiątych. Musiałam mieć z dziesięć lat... Oj było płakanie ... :-D
I maleńki konkursik. W jednym z fragmentów zmieniłam imiona bohaterów, tak by w obu była i niewinna jako lelija Guwernantka Stefcia, i zadzierżyście męski Ordynat Waldy Michorowski. Bo tak naprawdę bohaterem Samozwaniec jest Hrabia Zenon i Steńka:-) Kto odgadnie, który fragment, z której książki (a rzecz bardzo oczywista!) i powie o tym w komentarzu ... i zrobi to do poniedziałku włącznie ... to we wtorek wylosuję Zwycięzcę i wyślę jakąś małą niespodziewankę:-) Jeśli będę chętni do zabawy... życzę miłej lektury fragmencików i takiejż zabawy:-) A naprawdę rozróżnienie tytułów - fragmentów jest bajecznie proste:-)
I na koniec ... o co apelować w Dzień Pocałunku? No ba!!!
Było przyjemnie, a teraz do działań innych ruszam, "do walki! Podawać karetę!" :-DDD
Pozdrawiam ciepło
moc buziaków przesyłam mych ust pąsowiem :-) bo cóż dziś innego można czynić!
Ps. Długi post, ale ja mówiłam mało! Raczej mało:-) Ha!
Edyta z Kubkiem Kawy
I maleńki konkursik. W jednym z fragmentów zmieniłam imiona bohaterów, tak by w obu była i niewinna jako lelija Guwernantka Stefcia, i zadzierżyście męski Ordynat Waldy Michorowski. Bo tak naprawdę bohaterem Samozwaniec jest Hrabia Zenon i Steńka:-) Kto odgadnie, który fragment, z której książki (a rzecz bardzo oczywista!) i powie o tym w komentarzu ... i zrobi to do poniedziałku włącznie ... to we wtorek wylosuję Zwycięzcę i wyślę jakąś małą niespodziewankę:-) Jeśli będę chętni do zabawy... życzę miłej lektury fragmencików i takiejż zabawy:-) A naprawdę rozróżnienie tytułów - fragmentów jest bajecznie proste:-)
I na koniec ... o co apelować w Dzień Pocałunku? No ba!!!
Było przyjemnie, a teraz do działań innych ruszam, "do walki! Podawać karetę!" :-DDD
Pozdrawiam ciepło
moc buziaków przesyłam mych ust pąsowiem :-) bo cóż dziś innego można czynić!
Ps. Długi post, ale ja mówiłam mało! Raczej mało:-) Ha!
Edyta z Kubkiem Kawy
Oczywiście pierwszy fragment jest z "Trędowatej" :) A ten drugi musi być z tej drugiej książki "Na ustach grzechu" :))
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Alicja
A przy tym "Na ustach grzechu" tak pięknie rozbawia i cieszy. To znaczy na mnie działa:-):-)
UsuńPozdrawiam ciepło
przesyłam pocałunki :***
OdpowiedzUsuńI, jak najbardziej, nawzajem:-) :-***
UsuńMnie się skojarzył "Towarzysz Stalin, co usta słodsze ma od malin", no wiem, no wiem - zaraz powiesz, że jestem "paradna" ;)
OdpowiedzUsuńbuziaki-słodziaki
HI hi hi! Zaiste! Zaiste paradna jesteście Towarzyszko Sylwio:-)
UsuńJA lubię jak mówisz :) już to kiedyś pisałam :) lubię Twój język, styl, humor... a co do pocałunków... taki fajny zwyczaj :)
OdpowiedzUsuńMiło słyszeć:-) A co do pocałunków ... prawda:-)
UsuńLubię CIĘ CZYTAĆ, LUBIĘ słuchać, lubię się...zanurzać w Twojej treści..A pocałunki....po przyjacielsku :))pozdrawiam!:)
OdpowiedzUsuńPadam do nóżek i także przyjacielskie pozdrowienia ślę:-)
Usuńdzien caluskow to wspanialy dzien! gdyby nie ty to wiekszosc by nic nie wiedziala. bardzo przyjemnie sie czyta twoje posty, swietny styl i dobre rzeczowe spojrzenie na dana sprawe. dziekuje za udzial w moim candy, mam ncicha nadzieja ze wiecej osob sie zglosi. jakbys mogla odpowiedziec na moje pytanie, zadalam je na moim blogu w pdpowiedzi na twój pierwszy u mnie komentarz. przepraszam za błędy ale pisze z telefonu kom. i jest mi ciężko klikac. pozdrawiam kasia
OdpowiedzUsuńAleż o Dniu Pocałunku, i to Mieżdunarodnym!!!! Dniu Pocałunku słyszałam też w telewizji:-)
UsuńNie wiedziałam, że dziś dzień pocałunku, zaraz nadrobię i wyściskam moje córeczki oraz dam buziaczka mojemu mężusiowi - a niech się cieszy. "Trędowatą" kiedyś czytałam z zapartym tchem (miałam ok. 13 -14 lat) oczywiście karty książki zraszałam rzewnymi łzami, dziś pewnie nie sięgnęłabym po tę pozycję, bo nie lubię czytać romansów, choć z natury jestem romantyczna i wrażliwa, (ale jedno z drugim raczej nie ma nic wspólnego) . Pozdrawiam cieplutko i życzę dużo buziaczków :)
OdpowiedzUsuńBuziaczków nie było wiele, ale za to jakieeeee:-) Także pozdrawiam ciepło:-)
UsuńRączki całuję .... i już widzę i słyszę soczyste, wydłużone, głośne cmok ... typ glonojad przyklejony do szyby w akwarium
OdpowiedzUsuńbrrrr
Zaraz tam glonojad ... co prawda, jak "rączki całuję", to też mi się z takim typem właśnie kojarzy:-)
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńZapomniałaś o bardo ważnym... jednym z moich ulubionych... pocałunków"
OdpowiedzUsuń***
"Gdy pochylisz nade mną twe usta pocałunkami nabrzmiałe,
usta moje ulecą jak dwa skrzydełka ze strachu białe,
krew moja się zerwie, aby uciekać daleko, daleko
i o twarz mi uderzy płonąca czerwona rzeka.
Oczy moje, które pod wzrokiem twym słodkim się niebią,
oczy moje umrą, a powieki je cicho pogrzebią.
Pierś moja w objęciu twej ręki stopi się jakby śnieg,
i cała zniknę jak obłok, na którym za mocny wicher legł."
Pierwszy fragment pochodzi z Trędowatej... już zresztą przy końcu całej tragicznej historii, którą przeczytałam co najmniej z 1000 razy... drugiej nie czytałam - przyznaję bez bicia
I choć nie jestem w wieku Twojej mamy i jej koleżanek to Mniszkównę też uwielbiam... Na równi z Trędowatą jeszcze i Wrzos i Strasznego Dziadunia - Rodziewiczównej
Buziaki i uściski zasyłam ;-)))
"Kto liczy nasze pocalunki,
kto na nie zwaza?
Ludzie maja troski i sprawunki,
Bog swiaty stwarza...
Zapomniane przez nas dwoje ich rozowe mnostwo
spada na dno naszych dusz,
jak platki miekkich, najpiekniejszych roz...
Tam leza i ciasno zduszone na sobie
slodkim olejkiem sie poca,
ktory rozpachnia sie w nas kazda noca
i kazdym ranem,
i zycia zwyklego jesienne ubostwo
czyni roz krajem, perskim Gulistanem.
Kto nasze pocalunki liczy?
Kto na nie zwaza?
Bog swiaty stwarza,
nie zapisuje w ksiegach slodyczy..."
Hmmm... jak się romantycznie zrobiło... :-) Dziękuję:-)
UsuńA z Rodziewiczówny to ja lubię film przedwojenny właśnie wg książki "Wrzos". Choć "Między ustami a brzegiem pucharu" to się drzewiej zaczytywałam:-)
"Między ustami..." też oczywiście mam w zborach... ale ekranizacji nie lubię...
UsuńW ogóle nie lubię ekranizacji przeczytanych książek ;-)))
ale lubię poezję więc... będę od czasu do czasu podrzucać jakieś... romantyczne kęski ;-)))
Fajnie,że sa tacy ludzie jak Ty, pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńOj tam, oj tam ... I bardzo pozdrawiam :-)
Usuń
OdpowiedzUsuńChciałabym mieć w kalendarzu więcej takich Dni:))) A Leśmiana kocham za jego Malinowy Chruśniak w wykonaniu Grechuty:)
Pozdrawiam serdecznie !
Przyjemne dni w kalendarzu zawsze mile widziane:-)
OdpowiedzUsuń