Napisałam i natychmiast skojarzyło mi się... Franki Goes To Hollywood:-) Więc może... Miro goes to Katowice:-) jeeee!!!!
Mirosław wkroczył w moje życie 28 marca 2007 roku, tuż po godzinie 19-tej. Do owej chwili prowadził spokojne życie maskotki, a może nawet breloczka do kluczy, o czym może świadczyć końcówka czegoś nie do końca obciętego na czubku głowy Mirosława. Mieszkał sobie w koszyku z zabawkami mojej Bratanicy i beztrosko dawał się każdego dnia pokrywać niewielką ilością ciepłego, puchatego, bezpiecznego kurzu.
Tuż po pojawieniu się w moim życiu zaczął natychmiast, intensywnie i nieustająco, pozytywnie wibrować ku zdrowieniu. Imię otrzymał po moim pierwszym lekarzu białaczkowo - szpitalnym, doktorze Mirosławie Ręce Które Leczą.
Po każdym okołopołudniowym badaniu, osłuchaniu i tak dalej, przez Mirosława Ręce Które Leczą, natychmiast czułam się lepiej. Nówka sztuka! na jakieś najbliższe pół godziny:-) Choć raz zdarzyło się, iż Mirosław Ręce Które Leczą spowodował, że użaliłam się nad sobą... Chcąc mnie zbadać w czasie porannego obchodu swoich podopiecznych, obudził mnie, wyplątał z kabelków i rureczek i ze współczuciem powiedział "o matko! ale pani jest strasznie zmęczona"... Uuu... Tak mi się szkoda siebie samej zrobiło:-) Niedobre uczucie.
Wracając do mojego Mirosława. Przeszedł on już kilkadziesiąt dni chemii, tyleż samo dodatkowych podłączeń 24 na dobę do kroplówek wielu kolorów oraz do dziwnych maszyn robiących BIP!, sporo badań dość niemiłych i bolesnych, kilkadziesiąt pobierań szpików, które nie są takie straszne, jak je malują. Także kilka komisji lekarskich, w tym jedną dość zabawną, kiedy to kazano mi pokazać blizny po "operacji"!! przeszczepu szpiku. Przeszedł Mirosław również ze trzy zapalenia płuc w warunkach szpitalnych, półpasiec oraz kilka ataków bakterii o pięknie brzmiących nazwach, plus kilkanaście angin i gryp w warunkach domowych, i inne takie... Zniósł dzielnie przeszczep szpiku a także szczelne zamknięcie w sali szpitalnej przez długie dni. Był tym bardziej bohaterskim i boskim Mirosławem, albowiem gdy ja sobie leżałam w łóżku, on był najpierw przyprażony w piecu czy może raczej poddany działaniu jakiegoś tam światła zabójczego, a następnie szczelnie zafoliowany i w tymże "ubranku" przyklejony plastrem do łóżka... Biedny Mirosław.
I tenże dzielny, mały Mirosław jest również globtroterem! Jutro rano udaje się już po raz 47 w swoim życiu do Katowic. Na kolejny przegląd techniczny do Poradni Transplantacji. I Mirosławowi... się nie chce.
Nie chce mu się i już!
Wolałby leżeć o tak...
... albo patrzeć cały dzień w niebo, a nawet na pudełkowate domy i pełne hałasu podwórko...
Wolałby nawet spędzić kilka dni w takiej pozycji...
... lub ostatecznie takiej...
Jednak życie Mirosława chwilami bywa nieznośnie upierdliwe i przykre, i jutro Mirosław wyrusza w drogę... Jedyny plus, że ta droga za każdym razem jest nieco inna, bo a to kawałek autostrady dobudują, a to murek, most. Mirosław zna już niemal wszystkie stacje benzynowe pomiędzy spod-Szczecinem a Katowicami. Zna z widzenia sklepy przydrożne, małe miasteczka, wioski, w tym także swój ulubiony Nietoperek niedaleko Gorzowa Wielkopolskiego. Zna nawet kilka psów samobieżnych i podwórkowych oraz dwa miejsca, w których stoją wielkie osiedlowe karmniki dla ptaków, choć nie wiedzieć czemu przy samej drodze. Mirosław ma już trochę kilometrów za sobą.
A gdy Mirosław, i przy okazji także ja, wrócimy z Katowic to pokażę z bliska takie coś...
... i takie coś...
... bo chwilowo laptop się zbiesił i nie chce odwracać zdjęć, a niemal wszystkie leżą na boczku...
Pozdrawiam ciepło i już prawie niedzielnie choć, z racji relacji:-) o Mirosławie, bardzo dzielnie!!
... i takie coś...
... bo chwilowo laptop się zbiesił i nie chce odwracać zdjęć, a niemal wszystkie leżą na boczku...
Pozdrawiam ciepło i już prawie niedzielnie choć, z racji relacji:-) o Mirosławie, bardzo dzielnie!!
Edyta z Kubkiem Kawy i Mirosławem
ps. Oj, nie jestem tak dziecinna jak na to wyglądam po Mirosławie:-) To takie czarowanie złego...
Wspanialy post..taki lekki choc opisuje tyle bolu i cierpienia..
OdpowiedzUsuńKochana babcia "moja".. tzn mojego meza, ale przysposobilam ja sobie :p (bo cudowna to kobieta) pokonala bialaczke kilka lat temu.. I tez teraz "na wycieczki" jezdzi kontrolne.. A strach pozostaje choc zawsze wraca z usmiechem..
I Tobie zycze ogromnego usmiechu na twarzy w drodze powrotnej z Katowic :-)
A mialam jeszcze dodac.. ze Katowice bardzo lubie :p mimo iz brudne takie to gdy mysle o nich to cieplo mi sie robi na serduchu. Moja kochana mama urodzila sie tam i tam spedzila pierwsza polowe swojego zycia.. Tam tez poznali sie moi rodzice.. Po tych brudnych ulicach spacerowalam z mama idac do dziadkow.. Cudowne wspomnienia... Chwile nie do powtorzenia..
UsuńPozdrow prosze Katowice ode mnie bo nie predko je odwiedze..
Oczywiście, że pozdrowię Katowice! Ba! Każdą ulicę, którą zdarzy mi się iść przez te dwa dni. Też je bardzo, bardzo lubię. W końcu to miejsce... mojego urodzenia:-) Co prawda drugiego urodzenia, ale za to jakiego!
OdpowiedzUsuńI duuuuuużo zdrowia dla Pani Babci:-)
Pozdrawiam ciepło:-)
Dziekuje, dziekuje, dziekuje.. :-) :-) :-)
UsuńŻyczę Ci jeszcze większego optymizmu, Mirosławowi przekaż, że będzie OK, a laptop postrasz, że na hasiok pódzie (czyli śmietnik po śląsku), chyba, ze się odbiesi. Zdrówka, uśmiechu i dobrych ludzi wokół :))
OdpowiedzUsuńSpełniło się:-) Laptop nie pójdzie na hasiok (i kolejnego słowa w "moim ojczystym" języku się nauczyłam! Także zdrówko jest, uśmiech jest i ludzie dobrzy wokół są! Dziękuję więc za dobre życzenia!
UsuńEdytko, nie będę tu nic pisać, obiecuję, że zrobię coś ważniejszego i to musi pomóc.
OdpowiedzUsuńBądźcie dzielni oboje z Mirosławem. Widzę, że to facet na 100!
Pozdrów go ode mnie i wracajcie szybko!
Zrobiłaś, zrobiłaś:-) Dziękuję:-) A Mirosław to jest boski facet, to prawda:-)
UsuńPoruszający post...życzę Ci dużo zdrowia, jeszcze więcej optymizmu, radości i jeszcze raz i przede wszystkim zdrowia!!!
OdpowiedzUsuńOj... a miał być raczej post rozluźniający:-) A za życzenia zdrowia ogromnie dziękuję:-)
UsuńNiezmiennie jestem pod ogromnym wrażeniem sposobu, w jaki piszesz o trudnych sprawach:) Powodzenia w wielkiej wyprawie!
OdpowiedzUsuńWyprawa się powiodła! Dziękuję więc za dobre życzenia:-)
UsuńJa także życzę Ci powodzenia i Twojemu małemu koledze też :) I proszę Cię nie męcz go tak! Wracaj do Nas z pozytywnymi wieściami :)
OdpowiedzUsuń:-) :-)
UsuńUdanej drogi i powodzenia ! być może do zobaczenia ;)
OdpowiedzUsuńbuziaki
Ag
To może do zobaczenia... za rok:-)
UsuńMirosławie ! pogrymasiłeś (takie twoje prawo) a teraz bądź dzielny i szybciutko się melduj z dobrymi wieściami .
OdpowiedzUsuńWedle rozkazu! odpowiedział Mirosław...
UsuńMirosław najlepszy! =) życzę udanej podróży i szczęscia ;* i nie mogę się doczekać większej ilości zdjęć Twoich tworów. Uwielbiam sztambuchy, które wychodzą spod Twojej ręki ;]
OdpowiedzUsuńA to się opóźniam ze zdjęciami sztambucha... ale niebawem się poprawie:-)
UsuńWracaj, wracaj z dobrymi wieściami z Katowic !!!!!!!
OdpowiedzUsuńUściski, buziaki i takie tam inne słodziaki :-))))
Ufff, tyle czułości!
UsuńTrzymam kciuki za Ciebie i za Mirosława-jest genialny!!. Uściski i czekamy na dobre wieści...:)
OdpowiedzUsuń:-) :-) :-)
UsuńDużo zdrowia Wam życzę ,świetny post mimo ,że pełen bólu to taki sympatyczny . Nie poddawajcie się
OdpowiedzUsuńOj, ale tu miało być zero bólu... sorki, że tak wyszło:-)
UsuńMam słabość do Mirosławów :) Twój Pan M. też skradł moje serce :) Czekam na Ciebie, wracaj szybko :)
OdpowiedzUsuńcmok-smok
Bo wszystkie Mirosławy to fajne chłopaki!
UsuńCóż za dzielny Mirosław!!
OdpowiedzUsuńBohater!! ;-)))
Oby Mirosław wrócił szybko do domku dobre wieści niosąc...zaś na miejscu niech Cię chroni przed złem wszelakim...
Buziaki i uściski gorące zasyłam na dobre wieści czekając
Chroni, chroni:-)
UsuńPozdrów gorąco Mirosława, to niezwykle dzielny facet, ale dobrze, że ma Ciebie przy boku, będzie mu raźniej! Serdecznie pozdrawiam
OdpowiedzUsuń:-) :-)
UsuńKiedy przeczytałam ten Twój post, pewnie Mirosław wrócił już z dalekiej podróży z dobrymi, również dla nas wieściami. Kochany Mirosław, dobrze jest mieć przy swoim boku prawdziwego przyjaciela, jest taki malutki, a taki silny.
OdpowiedzUsuńEdytko, trzymam kciuki za Ciebie,( rozczuliłam się przy czytaniu Twojego posta, nie mogę w to uwierzyć, że przez to wszystko przeszłaś), czekam z niecierpliwością na Twój nowy post o wieściach z podróży.
Buziaczki i serdeczności dla Ciebie i dla Mirosława.
Oj, było minęło...
UsuńWciąz mnie zaskakujesz
OdpowiedzUsuńpięknoto :*
Hmm... oby raczej in plus:-) Oby:-)
UsuńEdytko Kochana, ja Ci z całego serca zdrowia życzę i wiem, że będzie dobrze- bo jesteś bardzo pozytywną osobą, a to najważniejsze w życiu:) Trzymaj się, Skarbie:*
OdpowiedzUsuńDzięki dzięki wielkie!
UsuńMiroslaw to moj osobisty bohater :)) a Ty jestes dla mnie wielkim przykladem optymizmu i nieustannej walki. podziwiam Cie i zycze naglego powrotu do zdrowia :))
OdpowiedzUsuńsciskam i sle tysiac buziakow :D
Mirosław także jest moim bohaterem i to bardzo, bardzo osobistym! A optymizm to czasami moja specjalność:-) Czasami:-) Za życzenia dziękuję ogromnie:-)
Usuń