"... kierujemy się na ogół tą maksymką, moc radości wzmacniać smutku odrobinką..." Jeremi Przybora

wtorek, 20 sierpnia 2013

Stromboli czyli dwie podróże

Zapraszam na Stromboli!

Na sporej mapie to taka maleńka kropeczka tuż nad Sycylią. 
Powierzchnia to jedyne 12 kilometrów kwadratowych z ogonkiem, z czego 12 kilometrów kwadratowych z ogonkiem to... czynny wulkan. A z jego stożka (prawie tysiąc metrów nad poziomem morza, a cała reszta - około trzech tysięcy - pod jego poziomem) stale unosi się smużka dymu, a na zboczach uprawia się winne grona. W takich okolicznościach przyrody mieszka około 600 osób oraz przebywa sporo turystów.  Wulkan zbudowany jest z ryolitów, bazaltów, andezytów oraz ich tufów... jak to bajkowo brzmi... Wybuchy Stromboli często mają postać seryjną (co 10-12 min) i wyrzucają w niebo popioły i inne różne zjawiska, jak na przykład lapille... i znowu tak bajkowo się robi... Ostatni wybuch o sporej sile miał miejsce w 1933 roku, a w 2003 roku osunięcie się do morza lawy na ścianie wulkanu spowodowało lokalne tsunami.  Na Stromboli kończy się książkowa wyprawa Verne'a do wnętrza ziemi. 



(Wiadomości oraz zdjęcie: Wikipedia) 



Przyznam, że choć nieco groźnie to brzmi i wygląda, zamarzyło mi się... Niestety nie byłam, nie widziałam, nie znam... 

To jedynie podróż palcem po mapie... Stąd też... Zapraszam na tereny znane mi, wypróbowane i lubiane, czyli w podróż kulinarną.

Zapraszam na stromboli! 

Na sporym, płaskim talerzu to taka duża, podłużna, lekko puchata, bułeczka:-) 
W jej środku, w wersji dla mojej Mamy i Gości, znajduje się zawsze ser żółty w plastrach i bardzo chuda kiełbasa suszona, najlepiej krakowska, w cienkich plasterkach. W wersji dla mnie - odrobina sera żółtego oraz pokruszony ser typu gorgonzola czyli najczęściej nasz staropolski i piastowski ser rokpol. Przed chwilą, dla podbudowy "naukowej" strombolowego elaboratu, specjalnie obgooglałam i przejrzałam co się dało, albowiem w żadnej z książek z kuchnią włoską, jakie mam w domu, nie dojrzałam nic takiego. I tak, doliczyłam się kilkunastu wersji tak ciasta, jak i wnętrzności stromboli. Mamy tu placek bez masła, a z odrobiną oliwy, a farsz bez sera żółtego a z mozzarellą, pomidorkami, papryką oraz boczkiem czy salami. Jakoś tak wybitnie tłusto się zrobiło...  

Ponieważ znam, robiłam i jadłam to co wcześniej dojrzałam w telewizji angielskiej, a robione przez Włocha, zapraszam na stromboli właśnie w tej wersji. Przyznam, że gdy spojrzałam na owo z mozzarellą, nabrałam ochoty na wypróbowanie i tej wersji. Następnym razem:-)

Na stromboli potrzebujemy:
- 40 dag mąki
- szczypta cukru
- szczypta soli
- 10 dag masła zimnego
- 200 ml mleka 
- 5 dag drożdży
- 2 łyżki oliwy
- ser żółty w cienkich plastrach
- sucha kiełbasa w cienkich plastrach - do wersji mięsnej 
- ser gorgonzola lub rokpol

Do mąki wsypujemy sól i cukier. Rozcieramy palcami masło z mąką. Podgrzewamy leciutko mleko, rozpuszczamy drożdże, dodajemy olej i całość wlewamy do mąki. Wyrabiamy chwileczkę. Wyrobione, gdy ciasto odchodzi od ręki. Jeśli się klei - dodajemy nieco mąki, jeśli zbyt suche - odrobinkę ciepłej wody. Posypawszy ciasto mąką z wierzchu, przykrywamy ściereczką i odstawiamy w misce w ciepłe miejsce na ok. 20 minut. 
Ciasto wyrosło, dzielimy je na 4 części i każdą po kolei rozwałkowujemy jak najcieniej na placek o kształcie prostokąta, mniej więcej. Kładziemy na ów placek plastry sera żółtego, zostawiając po kilka centymetrów po oby krótszych bokach. Na ser kładziemy kiełbasę lub kruszymy rokpol. Z tym kruszeniem... to jakoś ostatnio mi nie wyszło:-) o czym zdjęcie. Możemy także dodawać inne rzeczy, co nam do głowy przyjdzie, może ową mozzarellę?, czyli te wszystkości, o których można przeczytać w internecie. 



Formujemy stromboli, ale nie zwijamy w rulonik, a zawijamy jak naleśnik, na płasko. 


Króciutkie brzegi zaciskamy i zawijamy pod spód. Przekładamy na blaszkę na folię aluminiową lub pergamin, których nie trzeba smarować tłuszczem. Smarujemy natomiast roztrzepanym jajem wierzch stromboli. 


Wkładamy od razu do nagrzanego do 200 stopni piekarnika i pieczemy 20 minut. Stromboli jest gotowe, gdy uniósłszy do góry, postukawszy w spód ciasta - placka - bułeczki - "czyjaktonazwać" usłyszymy głuchy dźwięk "bycia upieczonym". Często piekę takie rzeczy (czyli i chleb, i chałkę, i... anioły z masy solnej:-)) na słuch, więc nie umiem tego inaczej wytłumaczyć:-) Wyciągamy stromboli z piekarnika i kroimy w kawałki wedle uznania. 



Pyszne (choć może nie tak do końca na moich zdjęciach...) do jedzenia na bardzo ciepło jak i na zimno, z pomidorkami koktajlowymi na przykład. Dobre i wygodne także na daleką drogę lub piknik. 

Smacznego życzę!
Bardzo chciałabym, jeśli zapragniecie spróbować, by stromboli było dla Was taką przyjemnością, jak dla mojej Mamy:-) Gdybyście mogli zobaczyć Jej minę, gdy wyciąga rękę po pierwszy, cieplutki kawałek...

Pozdrawiam smakowicie i serdecznie
Edyta z Kubkiem Kawy 




10 komentarzy:

  1. Na pewno wypróbuję- ze szkodą dla figury!!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. ale mi smak narobiłaś , a ja przed śniadaniem ;p
    tylko kurcze jak drożdże ,to ja jakoś tak ostrożnie ;p
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. No no no... wyglada baaardzo smakowicie!

    OdpowiedzUsuń
  4. ojej, a ja tez tam nie bylam, a nawet nie wiedzialam ze ten pierog tak sie nazywa :D my na niego mowimy: rustico...:D mniamusnie wyglada :D pozdraowienia takze dla Mamy :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Wygląda smakowicie a już myślałam że uda mi się nieco schudnąć ;)

    Pozdrawiam
    Ania

    OdpowiedzUsuń
  6. Takieeee obrazki przed snem .... i jak tu spać Panie Premierze ??

    OdpowiedzUsuń
  7. j/w - popieram w całej rozciągłości :))

    OdpowiedzUsuń
  8. Zawsze robisz smaka i nie częstujesz! Wyróżniłam Twój blog :) Ale widziałam, że Basia też dlatego zwalniam Cie z pytań, chyba że masz ochotę :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Ale mnie kulinarnie intrygujesz kobieto...

    OdpowiedzUsuń
  10. A ja Ci się zapomniałam pochwalić, że ja to stromboli zrobiłam (a tak na marginesie to błam pewna, że komentarz pod tym postem umieściłam... hmm - skleroza?? )
    Pyyyszneee ;-)))
    Zajadałam się ja i...zajadał się On ;-)))
    Jeśli kiedyś mi się oświadczy... to będziesz mogła powiedzieć, że miałaś w tym swój udział ;-))) (ale za bardzo bym na to nie liczyła - na te oświadczyny znaczy się :P )

    OdpowiedzUsuń