Proust
W półmroku sennej lampy jakieś dziwne cienie,
Zapach lekarstw duszący, twarz blada jak chusta.
To nic. To tylko zwykłe ostatnie zdarzenie,
I trudno, by dziwiło Marcelego Prousta.
Jak słońce, gasnąc w pysznych promieni efekcie,
Zachodzić się nie wzbrania i świecić nie żąda,
Tak on powoli opis poprawia w korekcie
Tej śmierci, którą widzi i wie jak wygląda.
To nic. I może jutro siądą po wieczerzy
I książkę tę czytając ciszą nocnych godzin
Poczują nagle ciepło jak szczęście narodzin.
Albo wierzy się w życie, albo w śmierć się wierzy.
PS. Są zdania, które powinno się czytać tylko szeptem... Tak jak są słowa, które powinno się mówić tylko szeptem...
Snów szeptem śnionych życzę ...
Edyta z Kubkiem Kawy
Piękny wiersz. :)
OdpowiedzUsuńPiękny i smutny...
OdpowiedzUsuńAmen!
OdpowiedzUsuńPiękny wiersz :-)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam szeptem...
Lechoń zawsze cudny, pozdrawiam Edytko!
OdpowiedzUsuńLubię na wzór Prousta wycieczki w poszukiwaniu starconego czasu :) Pozdrawiam - M.
OdpowiedzUsuń