"... kierujemy się na ogół tą maksymką, moc radości wzmacniać smutku odrobinką..." Jeremi Przybora

sobota, 17 stycznia 2015

Książka pachnąca kardamonem

Lubię chodzić na wieczorne spacery. Takie, gdy już na dworze ciemno i jesteśmy zmuszeni zapalać w swoich domach światła. Gdy była jeszcze z nami Basta, wyprawiałyśmy się na długie ciemnowieczorne wycieczki ulicami miasta. Na wycieczki połączone z podglądactwem. No cóż... z bezczelnym, wścibskim podglądactwem. Tak... I co najgorsze, wcale się tego nie wstydzę!
Nie, żeby interesowało mnie co robią mieszkańcy w swych pudełeczkach pomieszczeń. Ciekawi mnie, jak wyglądają ich domy. Co stoi na parapecie, czy symetrycznie i uporządkowanie ustawione, czy w przyjemnym nieładzie. Wzory i faktury na ścianach, meble (przynajmniej te ich kawałki, które widać z poziomu chodnika), żyrandole, lampy. Jak są ustawione szafki w kuchni? Czy są regały z książkami? Firanki czy rolety? Czy mają światełka na parapetach.
Hmmm, to chyba jednak nieprawda, że nie zastanawiam się, jak tam się żyje. Bo też zawsze, zupełnie mimochodem, przychodzi mi do głowy myśl, że wydajemy się sobie pojedynczy i niepowtarzalni, nasze życie wydaje się być centrum świata, a tymczasem każde okno, które mijam kryje pojedyncze, niepowtarzalne, najważniejsze dla siebie centrum świata. Kolejny rozświetlony pokój to kolejny świat. I następny, następny...

Czy czytanie książek nie jest zaglądaniem do czyjegoś pokoju? Może potrzeba czytania wynika z takiego właśnie wścibstwa, co to się oficjalnie i dyplomatycznie "ciekawością świata" nazywa? Ostatnie z pytań zdecydowanie zaczepne. Sama nie zgodziłabym się z odpowiedzią twierdzącą. 

Przyznam, że właśnie zaglądanie w okna domów przyszło mi  na myśl jako pierwsze, gdy zobaczyłam okładkę tej książki. A może otwarty domek dla lalek? Takie dorosłe, poważne życie w miniaturce, wersja mikro prawdziwego domu. Jaki nie byłby to motyw, okładka urzekła mnie. A może to ten obrazek całkiem innego świata, z zupełnie innej bajki?



"Miniaturzystka" Jessie Burton jest przygodą dla każdego ze zmysłów. Pachnie i smakuje. A co najważniejsze, wciąga i nie pozwala odejść od siebie na dłużej niż czas zaparzenia herbaty. Przez strony przewijają się wonie cynamonu, kardamonu, kruchych ciasteczek i smaki orzechów, zakazanych pierniczków, a także słodycz wielkich głów cukru trzcinowego, powoli psujących się w składzie handlowym w porcie…

Późną jesienią przed domem bogatego kupca Johannesa Brandta staje, z ulubionym ptaszkiem w klatce, jego młodziutka, świeżo poślubiona żona. Przekraczając próg obcego domu Nella staje się odkrywcą nowego świata – niezbadanych ziem własnych uczuć i egzotycznych obszarów tajemnic nowej rodziny. Amsterdam końca XVII wieku, z jego purytańską obyczajowością w zderzeniu z marzeniami, pragnieniami i żądzami mieszkańców domu Brandta daje dość… może nie wybuchową… groźną? niebezpieczną? emocjonującą? mieszankę. Niebezpieczną dla bohaterów powieści, a dość emocjonującą dla czytelnika.
Otrzymawszy od małżonka, w ślubnym prezencie, miniaturową replikę domu, z idealnie oddanym planem budynku i detalami każdego z pomieszczeń, Nella nawiązuje kontakt z rzemieślnikiem biegłym w wykonywaniu miniatur. Nie panując nad życiem mieszkańców domu, w tym także swoim, pragnie zapanować nad jego miniaturą. Rozpoczyna się ciąg, nieoczekiwanych i wyprzedzających zdarzenia, prezentów od tajemniczej miniaturzystki – bo rzemieślnik okazuje się być kobietą, co wówczas jest tak niezwykłe, jak i prawnie zakazane.

Jako, że lubię historię kultury, opis kultur, obyczajów społeczności różnych lat, wieków, krajów, wciągnął mnie obraz tamtego świata. Z dzisiejszej perspektywy oczywiście jest anachroniczny, ale też jest współczesny siłą emocji i uczuć. Choć to, co oburzało dawny świat XVII wiecznej Holandii, dziś nas nie oburza, to jednak pozwala zrozumieć siłę i niezwykłość głównej bohaterki. A może nawet wszystkich bohaterów? Każdy z piątki mieszkańców domu „Miniaturzystki”, gdy teraz o tym pomyślę, był ponad swe czasy odważny w chęci doznawania życia, wyzwolony, a przede wszystkim niezależny i odważny. Odważny pod groźbą najwyższej z możliwych kar. Wrzucenie do rzeki z kamieniem u szyi, w obliczu prawa i z wyroku sądu, nie jest szczytem humanitaryzmu. Każdy z bohaterów, co każe z wdzięcznością myśleć o dzisiejszym liberalizmie (mniejszym czy większym, nie będę tu się wdawać w polityczno – obyczajowe dywagacje) ryzykował swoim życiem by móc pochwycić choć odrobinę tego, co jest nam dziś w ilości raczej dostatniej dane za zupełne „nic”. Za urodzenie się w całkiem innych czasach. Pewnie brzmię ogólnikowo i – odnośnie fabuły „Miniaturzystki” - zagadkowo, wiem, ale od czego własna przyjemność czytania książki?

„Miniaturzystka” wciąga, naprawdę. Czyta się z przyjemnością (co z pewnością jest też zasługą tłumacza), czyta się z ciekawością, czyta się dowiadując się czegoś nowego o świecie, którego się nie zna i nie doświadczyło. A jednak – jako że lubię ogólnie dzielić książki na te, na które szkoda było czasu (żal tylko, że można się o tym przekonać post factum), na te na raz i na te, do których się wraca – to jest książka na raz właśnie. Ale takie porządne, ciekawe, solidne, wciągają raz. Takie, że trudno było mi się oderwać. Takie, że choć czytałam ją w noce minionego Bożego Narodzenie, to czasem mimowolnie wracam do niej pamięcią. Może dlatego, że jest w niej nieco mgliście, mroczny klimat, jesienny nastrój. Wszechogarniająca cisza, ciemne wysokie pomieszczenia, półcienie i mrok, z których wyłaniają się zarysy postaci w białych kryzach opinających ich szyje… Jak z obrazów Rembrandta. O! Rembrandt, z nim właśnie, prócz zapachów egzotycznych przypraw kojarzy mi się „Miniaturzystka”. I oczywiście… z moim podglądactwem wieczornym.

Skoro jednak tak nieco emocjonalnie mi się napisało… to może jednak kiedyś warto do niej wrócić?

Powyższym książkowym wymądrzaniem się katowałam Was w związku z próbą wzięcia udziału w zacnym całorocznym czytelniczym wyzwaniu  Ami - KLIK




A że lubię dobre / ciepłe / mądre / ciekawe / zabawne / zaskakujące / prawdziwe / poetyczne / malownicze (wybrane - odnośnie cytatów poniżej - podkreślić) zdania, to z "Miniaturzystki" wypisałam sobie...

„Z wiekiem człowiek wcale nie staje się pewniejszy siebie. Po prostu ma więcej powodów do zwątpienia.”

"Czasem trudno jest kochać kogoś, kogo się zna zbyt dobrze."

"Kiedy poznajesz kogoś od podszewki (...) kiedy przejrzysz urocze gesty, uśmiechy... i ujrzysz ten żałosny strach, który kryje się w każdym z nas... wtedy pozostaje tylko wybaczyć. Wszyscy rozpaczliwie tego potrzebujemy."


Nie jest to zestaw optymistyczny... ale wydaje mi się być, niestety..., prawdziwy. 

Tym bardziej i tym mocniej
optymistycznie pozdrawiając!
przepraszam Was, że to czytaliście:-)

Edyta z Kubkiem Kawy

29 komentarzy:

  1. Jesteś WIELKA Edytko!
    A ja muszę zdobyć tę książkę!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No doprawdy:-)))) A książkę warto przeczytać. Choćby i bez powrotów do niej, ale warto.

      Usuń
  2. Wiele słyszałam (ok, bardziej czytałam) o tej książce - że fajna i że nudna, że spodziewal się czegoś innego, lepszego i ze warta przeczytania. Ty mnie przekonałaś. I już sobie wpisuję na listę ksiązek do przeczytania własnie... ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wydaje mi się, że cokolwiek by o "Miniaturzystce" powiedzieć dobrego i złego, to na pewno nie da się powiedzieć, że jest nudna. Dla wielbicieli literatury dość poważnej daje wgląd w tamten świat i pozwala zobaczyć, jak wiele oczywistych dziś rzeczy, było kiedyś "nagradzane" wyklęciem, śmiercią. Dla wielbicieli literatury przytulnej i przyjemnej będzie wciągającą historią niespełnionych miłości. Mam nadzieję, że i Tobie się spodoba, bo jakoś poczułam się przed Tobą odpowiedzialna:-)

      Usuń
  3. Czytanie to kolejna rzecz, która nas łączy, niestety Edytko ;) Wprawdzie wydaje mi się, że póki co mamy różne preferencje,co do literatury - bo Ty czytasz mądre, piękne, często osadzone głęboko w kulturze książki, a ja raczej literaturę, jak to uwielbiam o niej mówić "łatwą, lekką i przyjemną", co niekoniecznie oznacza, że głupią ;) po prostu taką, gdzie nie ma nawiązań historycznych (brrr nie cierpię historii - uraz ze szkoły), geograficznych, itp. Literaturę dla kobiet :) Ale niekoniecznie to musi być jakiś ckliwy romans, raczej coś do bólu życiowego, prawdziwego, historie, które mogą się zdarzyć każdemu z nas, gdzie jest mało fikcji (dlatego odpadłam na fantasy). Ale ale, Ty taką recencję napisałaś, że skuszę się chyba na dopisanie tej pozycji do mojej listy książek do przeczytania na kiedyś :) Na razie z racji wciąż bolącego nadgarstka i niemożliwości robótkowania oddaję się "przyjemnościom" czytania pozycji stricte naukowych ;) aktualnie wybrałam sobie Anatomię na żywym człowieku i Rozluźniane mięśniowo-powięziowo ;) tu dopiero są akcje ;) jak w horrorze :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Brrrrr... to dopiero lekturę sobie zapodałaś:-) Pewnie z racji szpitali, chemii i innych takich, unikam takich pozycji jak ognia:-) Trzymam kciuki za Twój nadgarstek:-) Takie porządne, mocne kciuki!
      Czy ja wiem, czy czytamy książki z innych półek? Mam taką swoją małą teorię, że w gruncie rzeczy każda książka jest książką o miłości. Gdy się bliżej przyjrzeć, to naprawdę tak jest. A "Miniaturzystka" może w moim opisie brzmi tak naukowo, ale naprawdę nie było to zamierzone!, a de facto jest potoczyście i wciągająco napisana książka o miłości. I to nawet nie jednej.
      Fantasy to też nie moja bajka. Choć kilka miesięcy temu przyjaciółka wciągnęła mnie w "Grę o tron", ale w formie serialu. Przyznam, że pochłonęło mnie bardzo. Tyle, że gdy odjąć chwilami pojawiające się smoki to w zasadzie otrzymujemy obraz średniowiecza, a nawet... wyobrażając sobie bohaterów we współczesnych nam strojach i dekoracjach, to po prostu dzisiejszy świat władzy. Tyle, że nikt nikogo nie sztyletuje, nie podsypuje trucizny. Przynajmniej taką mam nadzieję:-)

      Usuń
  4. Wstyd się przyznać ,ale po okresie dłuuuuuuugiego nie czytania rok temu zaczęłam znowu czytać książki i dobrze mi z tym:))))Wprawdzie nie są to jakieś ambitne książki tylko raczej te lekkie ,ale i tak cieszę się z tego . Twoja recenzja mnie bardzo zaciekawiła i książka trafia na listę tych do przeczytania:)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czytanie jest boskie:-) Dla mnie to najlepszy sposób na wszytko co złe, nie takie, parchate i tak dalej. Nie na zasadzie głowy w piasek (głowa w książkę:-))?) oczywiście:-)
      Pozdrawiam Gosiu ciepło:-)

      Usuń
  5. Odkryłam w tym co napisałaś pewne podobieństwo do siebie:) Gdy byłam małą dziewczynką z ciekawością zaglądałam ludziom do okien. Nawet, gdy były zasłonięte zasłonką wyobrażałam sobie jak też jest za nią. Dużo rozmyślałam o tych innych światach w czyichś domach...Zostało mi to do dziś:) A książka? Już sama okładka do mnie przemówiła a nawet - szepnęła. Bardzo lubię klimaty, o których piszesz a na dodatek tak ładnie to wszystko ubrałaś w słowa, że nie mogę obojętnie przejść obok takiego dzieła. Oczywiście zapisuję sobie jako: do nabycia:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czyli okienne wścibstwo nie jest tylko moją przypadłością:-) Uffffff:-)

      Usuń
  6. Zaglądanie wieczorem do okien, to również moja wada ( zaleta:)), nawet w nocy kiedy jeszcze nie śpię, lubię zaglądnąć przez okno i zobaczyć kto tak jak ja jest nocnym markiem. Po książkę chętnie sięgnę jak ją spotkam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aaaa! Też lubię siedzieć wieczorem czy w nocy na kanapie i patrzeć w okna na przeciwko. Wieczorem patrzę sobie, jak ludzie się krzątają. A w nocy świecą się światła zawsze w tych samych dwóch oknach. A raczej w jednym, w kuchni - wyobrażam sobie, że tutaj ktoś produkuje zarobkowo pierogi do sklepów:-) A w drugim oknie do 3, 4 nad ranem w wakacje, a w rok szkolny do północy, jakiś zawzięty komputerowiec z pewnością tłucze gry komputerowe. Brrrrrr... I to po ciemku, bo widać tylko ekran komputera i migające światło.
      Pozdrawiam serdecznie i życzę miłej lektury, gdy spotkasz "Miniaturzystkę" :-)

      Usuń
  7. Zaciekawiłam się tą książką poszukam w wypożyczalni. Lubię dawne czasy... są takie odległe ale jakby mniej skomplikowane od współczesnego świata. Jasne zasady, jasne wychowanie... w dzisiejszych czasach tego brakuje.
    Mieszkając w mieście też lubiłam patrzeć w okna, ale raczej szukałam kolorów zasłon błyszczących w świetle pokoju. Patrząc na ścianę bloku ciekawe połączenia kolorów znajdowałam :)))
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zasłony to teraz rzadkie zjawisko:-)
      W dawnych czasach łatwiej i prościej? Mniej skomplikowanie? To chyba nam się tylko tak wydaje, że kiedyś żyło się łatwiej. Dobre wychowanie, konwenanse to piękny strażnik i uprzyjemniacz codzienności, bo mniej wulgarności i chamstwa może, ale jakież to musiało być więzienie, gdy czegoś nie wypadało zrobić, gdzieś pójść. Pannom z dobrych domów nie wypadało podjąć pracy zarobkowej, nawet gdy klepały straszną biedę (choćby niektóre bohaterki Jane Austen z "Emmy"). Makabra.
      Też mi się marzy czasem świat w sepii, dawna układność, maniery, powozy, woalki, Wokulski... Ale czy tak naprawdę nie można sobie tego "wydziałać" w naszych czasach??? :-)))))

      Usuń
  8. uwielbiam czytać chociaż ostatnio się zaniedbałam w grudniu przeczytalam tylko 3 ksiązki za to w styczniu jeszcze ani jednej:((((

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale styczeń dopiero co się zaczął! A czytanie wszak nie jest obowiązkowe:-) A może szkoda? :-)))))

      Usuń
  9. Zapisałam. Poszukam. Może przeczytam :))
    Pozdrawiam ciepło.
    M.

    OdpowiedzUsuń
  10. a wiesz ze dzieki Tobie poszukam czy te ksiazke u nas mozna dostac :) tak mnie zaciekawily te strony pachnace cynamonem, ze az od poniedzialku zaczne poszukiwania :)) i te cytaty ktore sobie zanotowalas, sa fantastyczne! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Frezjo, ależ oczywiście, że pewnie jest:-) Ciekawe, jak brzmi po włosku "miniaturzystka" ? Na pewno sama poezja!!!
      Cieszę się, że moje - nie nazbyt pogodne cytaty - przypadły Ci do duszy:-)
      Pozdrawiam Twoje, mroźne, jak pisałaś, o tej porze roku - miasto:-))) i oczywiście jego mieszkańców!

      Usuń
  11. A ja nadal zaglądam w okna sąsiadom :-) i nie tylko sąsiadom, i się tego nie wstydzę :-) a ma to miejsce w przeróżnych sytuackach: jadąc autem (jako pasażer affff kors) obserwuję przemykające życie obcych ludzi, z córcią na popołudniowym spacerze, wolno maszerując między blokami :-)
    A książkę bardzo chętnie bym poczytała :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że jako pasażer offff kors:-) Kamień z serca! :-)

      Usuń
  12. Zatem nie jestem jedyna lubiąca zaglądać innym w okna:))
    Tytuł książki już sobie zapisałam, bo też lubię takie klimaty. A jeszcze pachnące kardamonem, cynamonem, zakazanymi ( dlaczego zakazanymi?) pierniczkami:))
    Pięknie napisałaś - z przyjemnością przeczytałam Twój wpis:))
    Serdecznie pozdrawiam :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zakazane pierniczki, a dokładnie pierniczki o kształtach ludziopodobnych. Takie czasy...
      Pozdrawiam serdecznie Ciebie Małgosiu i całe kocie towarzystwo:-)

      Usuń
  13. okładka naprawdę zachęca :) Bardzo dziękuję za udział w moim candy i zapraszam na ogłoszenie wyników 22.01 :)

    OdpowiedzUsuń
  14. o prosze... a myślałam, że to tylko ja tak mam... nawet opowiadanie , które próbuje sklecić w ramach kolejnej edycji pisania książki u M.Kordel zaczyna się właśnie od tego... o patrzenia w oświetlone okno... Ja jak tak patrze czasami to doznaje dziwnego wrażenia - jakbym była rybką w akwarium - na mnie też ktoś tak patrzy, a że jestem wierząca to czasami sobie myśle "Czy Bóg zagląda tak w moje okno jak ja teraz w to ?" . Ile żyć, ile ludzkich historii...czasem patrze na firanki i myśle - o tu mieszka starsza osoba te firanki to mówią, są jak wizytówka, ciekawe czy ma taki duży stary fotel i stojącą lampke z materiałowym kloszem...czy pachnie tam starymi książkami i gorącą herbatą... Czasem w oknie siedzi kot. A czasem czyjaś twarz podgląda przechodniów na ulicy - ciekawe co myśli, co czuje... To jak tysiące otwartych na wyrywke książek "strona 44 kolejny wieczór, poniedziałęk minął jak zawsze..."

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciekawe na ile wyobrażenia nas - zaglądaczy w okna (a okazało się, że wielu nas, oj wielu:-)), o tym co się za tymi oknami dzieje, pokrywa się z rzeczywistością?

      Usuń
  15. Edytko ja tea ksiązką mnie zaciekawiłaś , bo ja ciekawa świata ;)z lubie zagladać do innych ;)

    OdpowiedzUsuń