"... kierujemy się na ogół tą maksymką, moc radości wzmacniać smutku odrobinką..." Jeremi Przybora

poniedziałek, 26 stycznia 2015

Zimowe pralinki od Karen Blixen

Niemal wszyscy wiedzą, że życie jest jak pudełko czekoladek. 

A mi się wydaje, że książki też są jak wyroby czekoladowe. 

Nie nazbyt długie powieści czy zacne, kilkuset stronicowe tomiszcza, kilkuczęściowe epopeje... wszystkie one są jak czekolada. Gdy zasmakujesz w pierwszych stronach, wiesz, że reszta tabliczki będzie podobnie kremowo rozpuszczać się w ustach... 

Opowiadania zaś wydają się być jak pralinki. Każdy tytuł może skrywać, jak w bombonierce maleńka papilotka, czekoladową miniaturkę z orzeszkiem, nugatem, musem kawowym... 

A ja... nie lubię bombonierek!!! Właśnie za to, że nawet w największym pudle, olbrzymim, jak koło młyńskie, zawsze jest tylko kilka pysznych, ulubionych czekoladek. Reszta zaś... 
A i, fakt faktem, kiedyś to były pralinki... Mój Tato onegdaj przywiózł (jakieś wczesne lata 80-te) z delegacji bombonierkę. Była ona pięknie okrągła, pięknie wypchana po brzeżki maleńkimi zacnościami czekoladowymi... Gdy smakowaliśmy poszczególne pralinki, najpierw były chwile namysłu i wyboru, potem porównywanie wrażeń, ba! doznań kulinarno - zmysłowych!
Dzisiejsze bombonierki nie kryją tajemnic, nie dają obietnicy duchowej przygody czekoladowej... Te kuwertury, te miazgi kakaowe, te nadzienia tak-samo-smakujące-a-inaczej-się-nazywające... Phi! No, chyba że jest się pralinką Lindt... No chyba, że się jest nugatowym serduszkiem Milki... Wówczas można nosić dumne, pradawne, a nadane w czekorodnej Belgii, około stu lat temu, miano pralinki w bombonierce... Pralinki i bombonierki tam też i wówczas też się narodziły! W małej rodzinnej cukierni. Panie, Panowie, kochajmy więc Belgię! 

Jak się ma powyższy bombonierkowy wywód w połączeniu z "Zimowymi opowieściami" Karen Blixen?  Nie jest to niestety czytelnicze serduszko Milki i nie jest to książkowa pralinka Lindt (która, jako jedyna pralinka na świecie! jest dwukrotnie konszowana! stąd jej nadzwyczajna konsystencja i nieporównywalny z niczym innym sposób rozpływania się w ustach...). Niestety. A nastawiłam się na smakowanie przygody intelektualnej. 




"Miałam farmę w Afryce u stóp gór Ngong." Tak zaczyna się jedna z moich ulubionych książek wspomnieniowych. Tak też zaczyna się słynny film Sydneya Pollacka, którego nie mogę oglądać, bo już od połowy płaczę. Choć "Pożegnanie z Afryką" filmowe i "Pożegnanie z Afryką" książkowe wydają mi się dość mocno od siebie się różniące, to najważniejsze, że są piękne. Ni mniej, ni więcej. 

Nic więc dziwnego, że po spotkaniu z Kamante, Masajami, Farahem, Berkeleyem Colem, ale i samą Karen Blixen i jej Denysem Finch - Hattonem, spodziewałam się CZEGOŚ po opowiadaniach. A tu... Zjadłam całe trzy pralinki z tej zimowej bombonierki z czekoladkami i nie miałam już ochoty na więcej. Z poczucia odpowiedzialności przed samą sobą, a także by dać szansę opowiadaniom, nadgryzłam też każdą z pozostałych w pudełku pralinek. I nic...
Nic poza kilkoma zdaniami...

"Padał śnieg. Gruba warstwa tłumiła kroki przechodniów. Ziemia była niema i martw, powietrze zaś pełne życia. W ciemnych miejscach pomiędzy latarniami śnieg dawał o sobie znać jedynie delikatnym dotknięciem rzęs, ust i rąk, za to w pobliżu gazowych płomieni lamp widać było wyraźnie tańczące płatki. Wyglądały jak wir białych, szalonych skrzydełek, tańczących w górę i dół, niczym mały, błyszczący system słoneczny czy cichy, ale pełen krzątaniny zwariowany ul." 

Z okładki wyczytałam, że tematem, który łączy opowiadania wchodzące w skład zbioru, jest tęsknota.  Być może tak jest. Każda z historii jest "przepełnione niezgłębioną mądrością i poetyckością", a w dodatku całość "należały do najbardziej lubianych zarówno przez autorkę, jak i czytelników." Bardziej lubiane i doceniane niż "Pożegananie..."? Hmmm... A może ja nie lubię bajek dla dorosłych? I ckliwego moralizatorstwa? I nie umiem tęsknić, więc i tęsknoty nie dojrzałam w książce? I jestem nieczułą, płaską norką? Zapewne. 

Jeśli miałoby paść pytanie, czy otworzę jeszcze zimową bombonierkę Karen Blixen, to padłaby też odpowiedź: w tym życiu, nigdy! Poza kilkoma zdaniami powyżej, tak śnieżnymi, nie ma tu ani jednej pralinki w moim smaku. A może dla Was by się znalazła? Tego nigdy nie można wykluczyć.

"Zimowymi opowieściami" dręczyłam Was (i siebie:-)) w związku z czytaniem wg klucza w 
Jedno z trzech wytycznych na styczeń brzmiało: śnieżna okładka.



p.s.
"Pokazałaś wreszcie moje norweskie skrzaciki? Pokazałaś?" moja Mama z kuchni.
 "Oj, tylko skrzaciki, skrzaciki..." ja sobie pod nosem.
 "Jak nie pokażesz skrzacików nie będzie naleśników na kolację, ha!" z triumfem w głosie:-) 

A więc...
 to są ulubione norweskie (z Netto:-)) skrzaciki mojej Mamy... 



... które całe Święta spędziły w Zakątku Szyszkowym w przedpokoju
 (niestety w tym miejscu zdjęcia wychodzą zawsze nieco pomarańczowe...
pewnie po prostu nie umiem ich robić).


A małe, białe prószki tu i ówdzie to żwirek Tygrysiarza, która na sekundą przed pstrykiem przeleciała przed kadrem, a prószki dojrzałam dopiero teraz.


A na kolację będą naleśniki 
posypane zwykłym cukrem
i ze szklanką zimnego mleka
takie lubię najbardziej
w prostocie jest smak:-)

Smacznego popołudnia i wieczoru:-)
Edyta z Kubkiem Kawy

13 komentarzy:

  1. Skrzaciki przeurocze;) i dostałam smaka na czekoladę. Taką prawdziwą, belgijską... a na opowiadania raczej się nie skuszę. Nie lubię, chyba że są szczególne. Z Twojej notki wnioskuję, że te nie są...

    OdpowiedzUsuń
  2. oj łyknęłabym ja taką czekoladę :))) zresztą skrzaty też bym łyknęła:)))

    OdpowiedzUsuń
  3. Powiedz mamie że skrzaciki są cudowne :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Kurczę pieczone, nie, nie, naleśniku pieczony, jak ja dawno nie robiłam naleśników!!!!
    Pozdrówki dla skrzacików i naleśnikowej Mamci:-)

    OdpowiedzUsuń
  5. Racja, Edyto, życie jest jak owo pudełko czekoladek; wszystkie o jednakowym smaku, choć inaczej się nazywające; jak w życiu: poniedziałek- jakiś-tam, wtorek- jakiś-tam; środa- jakiś-tam, itd, itp, a w niedzielę weź sobie dwie... jakieś-tam :/ Naleśniczki u mnie często, bo uwielbiamy je z mężem i mąż je robi, bo to właśnie Jemu wychodzą najsmaczniejsze :))) Pozdrówka

    OdpowiedzUsuń
  6. O książce dziś pisać nie będę, ale na te naleśniki to mi chęci narobiłaś. Tylk omleko bym podgrzała :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Mniam... uczta dla oka i podniebienia...uwielbiam tutaj zaglądać :)

    OdpowiedzUsuń
  8. cudne skrzaty! dobrego wieczoru, Edytko.... :**

    OdpowiedzUsuń
  9. Czytałam tę książkę tak dawno temu, ze już nie pamiętam swoich wrażeń, ale pozbyłam się jej (kiedy i jak, tez nie wiem), więc musiała we mnie budzić podobny do twego brak entuzjazmu. Z bólem jednak konstatuję, że mamy mocno odmienne zdanie na temat czekolady, bowiem bardzo nie lubię belgijskiej ani Milki ani Lindta.Uwielbiam wytrawne, alkoholowe, z dekadencką wisienką w środku albo śliwką jakowąś w maderze, ale się rozmarzyłam, a w domu tylko Deserowa z Goplany!A skoro o bombonierkach mowa - uwielbiam! - to Twój blog jest jak bombonierka (tu wszystkie czekoladki są doskonałe) i jako koneserka bombonierki życzyłabym sobie więcej czekoladek z pysznym nadzieniem opowiastek dowcipnych i lirycznych, w których celujesz, a których nam tu skąpisz. To tyle natenczas. Kłaniam się nisko.

    OdpowiedzUsuń
  10. skrzaciki siczne ;)
    ach te belgijskie pralinki mmmm
    bzuiole

    OdpowiedzUsuń
  11. Bardzo ciekawie piszesz, a Twoje kartki są świetne!!!!! Dziękuję za udział w moim candy i pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  12. ech, Edycia... też tak czasem mam, że niby zapowiada się ciekawie, a po kilku, w porywach kilkunastu stronach okazuje się, że niestety, nie da się tego przełknąć... dlatego z reguły nie kupuję w ciemno, a prezenty sama sobie wybieram (książkowe) :) "Pożegnanie" też lubię, a może lubiłam, bo to już dawno było... Ale na szczęście w tej Twojej okładka jest fajna - taka prawdziwie zimowa :) Mamie powiedz, że Skrzaciki są cudne po prostu! I fajne miejsce mają :) (u mnie pewnie wylądowałyby w jakiejś szafie albo i pudle, z powodu braku kilkudziesięciu metrów na zachciewajki). Pozdrawiam cieplutko i całuski posyłam :))))) :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. nie ustosunkowałam się do słodkości, żeby mi się nie zachciało ich zjeść :P

      Usuń