najlepiej pasują książki, które zaczynają się słowy takiemi, jak "drzewiej" oraz "dawno dawno temu"...
Drzewiej... w świecie riuszek i plastronów... mantylek i
szmizetek... etażerek i profitków... gdzie czasem i sawantkę, i szasera ujrzeć
można... Co prawda jest to świat, w którym kobieta w moich latach byłaby zacną,
szacowną matroną... ale dajmy mu szansę, bo ma czar, ma urok... A więc... Zawiążmy na wielką kokardę matinkę, przykryjmy ramiona jedwabnym fularkiem zdobionym nielicznymi galonkami, wyciągnijmy rękę po delikatną i niemal przezroczystą
filiżankę w błękitne róże, upijmy łyk naparu z suszonych malin i otwórzmy na części pierwszej...
... i czytajmy:
"Polwica, w kwietniu 1892 roku
Ależ się zestarzała ta moja najstarsza
siostra Józia! Nie widziałam jej blisko dwa lata i gdy wreszcie przyjechała nas
odwiedzić na nowym gospodarstwie, przyznam się sama przed sobą, ze ledwie ją
poznałam. Wiedziałam, że tylko ona może wysiąść z powozu wysłanego po nią na
stację kolejową, ale kiedy wygramoliła się z wnętrza gruba jejmość odziana w
jakaś przedpotopową mantylę, w czymś ciemnym i dziwnie nietwarzowym na głowie,
z wielkim parasolem i czarną torbą w ręku, ledwie nie parsknęłam śmiechem
(...). Boże, ile ona ma lat? Zaczęłam bezwiednie obliczać (...), dokonałam
szybkiego rachunku i nie wyszło mi ani rusz więcej niż czterdzieści jeden lat.
Jasne, że to już starszy wiek, ale ta siwizna (...). Ach, czy i Józia znalazła we
mnie również takie same zmiany? Jestem od Józi o siedem lat młodsza, ale i moja
młodość dawno minęła. Musiałam się siłą powstrzymać, żeby zaraz nie pobiec do
lustra i upewnić się, jak naprawdę wyglądam. Ale nie było na to czasu. Obie z
Józią zwróciłyśmy się do siebie, rzuciłyśmy się sobie w objęcia, zawołałyśmy
równocześnie:
- Kochana, wspaniale wyglądasz, nic się
nie zmieniłaś!"
A nie mówiłam, że dawno, dawno temu byłabym już starą starowinką!
A nie mówiłam, że dawno, dawno temu byłabym już starą starowinką!
"Marianna i Roże" opisuje życie
Marianny z Malinowskich i Michała Jasieckich w latach 1890 - 1914, sięgając
także krótkim posłowiem w 1926 rok. Jest to napisana w formie dziennika, na
podstawie zapisków Marianny i licznych dokumentów z epoki, przejrzanej prasy,
opowieść o należącym do Jesieckich majątku Ostrowieczko. Opowieść o
codzienności i dniach uroczystych Ostrowieczka, o mieszkańcach okolicznych
majątków i wsi, o dorastaniu i dojrzałym życiu dzieci Jasieckich. Jest to
jednocześnie ciekawy i barwny, nakreślony z dbałością o realia historyczne,
obraz ówczesnej Wielkopolski.
Są więc tu i kłopoty z babami
wielkanocnymi, które nie chcą urosnąć przed włożeniem do pieca. Jest
zamieszanie przedweselne ze ślubami córek. Są zabawy wiejsko - dworskie po
udanych sianokosach. I wyprawy do wód latem oraz wyprawki szkolne dla kolejnych
dzieci posyłanych do szkół do miasta.
Codzienność zanurzona jest mocno, z
oczywistej przecież konieczności, w rzeczywistości politycznej, pośród zrywów
patriotycznych i wielkich haseł wolnościowych, ojczyźnianych. Nie są one jednak
tym, czego boimy się w takich lekturach. Nie ciążą, nie przyginają bohaterów, a
stronom powieści nie każą spływać krwią, ale i one
składają się na urok książki. Najwspanialsze bowiem jest, że jest to... taki
patriotyzm codzienny, nie wykrzykiwany, nie bieganie ze sztandarem, nie puste
hasła, ale codzienne małe czynności, codzienna dbałość o odebraną ojczyznę,
pamięć o niej.
Dodatkową impresyjkę myślową z lektury mam taką, iż obiekty naszych zmartwień są wieczne. I niezmienne są powody do obrażania się na świat, jego nowoczesność czy też nieobyczajność młodzieży.
Marzec 1901 roku. "Już za miesiąc jedyny nasz syn przeniesiony zostanie z domu do Poznania i będzie uczniem gimnazjum (...). Martwi mnie (...) ogromnie, że moje dziecko wyjdzie spod troskliwej opieki rodzicielskiej i będzie poddawane złym obcym wpływom. Nie dawno "Kronika Rodzinna" pisała, że nasza młodzież męska coraz częściej brzydko się wyraża. Na przykład na rodziców mówią "starzy". nauczyciel to "belfer", zakonnik przezywany jest "mnichem". o księdzu mają odwagę mówić "klecha". Każda starsza osoba to "stary piernik", a własna siostra to "facetka". Przecież to straszne! Młodzież męska podobno używa też słów nieprzyzwoitych, jak wyrażenia "dał dęba", "każ się wypchać", "nie zawracaj mi kontramarki", "trzeba sprawić mu lanie", "wzięli go na fis" i tak dalej. Nie mogę sobie wyobrazić, ze i mój Staś tak może się wyrażać. A poza domem wszystko, co złe może mieć do młodej duszy dostęp."
Siedząc w naszym XXI wieku na tapczanie, a
nie rozparłszy się w głębokim, uszatym fotelu, widząc prze okno rozświetlony sztucznym
światłem blok na przeciwko, a nie zaprzężoną w parę koni bryczkę na piaszczystej
drodze, na pewno zaprzyjaźnicie się z Marianną. Najpierw narzeczoną, potem
kochającą żoną, troskliwą matką, i nad wyraz gospodarną wielkopolską gospodynią.
Książkę polecam nie tylko uczestnikom Wyzwania Czytelniczego Klucznik u Ami, gdzie jedna z wytycznych na luty brzmiała: więcej niż jeden autor.
"Marianna i Róże" wydaje mi się
być, prócz tego, że wspaniałym, wciągającym czytadłem, od którego oderwać się
można jedynie wtedy, gdy już trzeba wyjść do pracy lub po kolejny kubek herbaty, także lekką, ale i szlachetnie piękną, mądrą historią o sile rodziny.
Choć oczywiście tylko dla wielbicieli mantylek, galonków, szmizetek i szaserów... i malinowych herbat...
... i może jeszcze zakładek w kształcie serca...
... a może i wielbicielek magnesów na lodówkę...
... ?
Ponieważ bywa, iż hołduję zasadzie wymienionej na muffinkowym magnesie, udam się właśnie do kuchni na obiad. Dziś podkuchenna Edyta serwuje w rodowej porcelanie (miska z Bolesławca:-)) - flaczki wegańskie!
Pyszottta! Czego i Wam życzę:-)
Edyta z Miską Flaczków:-)
ach, jak ja uwielbiam Cię czytać :D
OdpowiedzUsuńEdytko, dobrze jest chadzać ścieżkami Twoich wyborów literackich. Marianna już mi się podoba i wpisuję ją na listę "znaleźć i przeczytać koniecznie". Tym bardziej ,że od ponad pół roku oddaję się mrówczej i rzec można benedyktyńskiej pracy "tłumaczenia" listów osób z mojej rodziny pisane właśnie w tamtych latach - pierwszy jest właśnie z października 1891r. Pisownia i krój liter wiele wymagają od mnie sprytu, ale to nic, bo czyta się te listy płacząc raz ze wzruszenia, to znowu we śmiechu. Nosze się z zamiarem publikacji ich części na swoim blogu i nawet zrobiłam zakładkę "Listy" jednak wciąż się zastanawiam, bo przecież listy i pamiętniki, to takie intymne i delikatne są sprawy. A z drugiej strony są żywą historią. A z trzeciej strony, czy ich autorzy życzyliby sobie takiego upublicznienia? Z tym większą przyjemnością czytam inne cudze pamiętniki i listy, zwłaszcza jeśli już mają więcej niż 100 lat :)
OdpowiedzUsuńJaka szkoda, że mam lodówkę w zabudowie, bo kolejne magnesiki są przezabawne :))) Czy ja mam coś metalowego ???
Smacznego :)))
Nie no, motto na muffinkach mnie po prostu powaliło!!! święta prawda!!! "Drzewiej" to jedno z moich ulubionych słów :-)
OdpowiedzUsuńMagnesy są świetne;) z zakładka jeszcze lepsza:)
OdpowiedzUsuńpiękne prace
OdpowiedzUsuńŻeby tylko "starzy", "belfszy", "facetki" itp gościły na ustach dzisiejszej młodzieży, a szczególnie- niestety- dziewcząt, byłoby ok. Zakładeczki i magnesiki fantastyczne. Pozdrawiam cieplutko, Edytko <3
OdpowiedzUsuńAaa!!! i pod jednym dachem mieszkało się z "wapniakami" :p
UsuńUmarłam!
OdpowiedzUsuńnie, nie od książek!
od Twojej zakładki!
idealna, genialna, fantastyczna!
i ta kokardka!
miodzio :)
poezja dla oczu :))
Jednak to prawda że najprostsze rozwiązania są najpiękniejsze! :)
no magnesy też boskie, takie w "Twoim stylu"
Magnesy znów mnie rozwaliły zwłaszcza tekst :)
OdpowiedzUsuńOj zgadzam się lubię dobrze zjeść by się byle komu nie spodobać ;)
OdpowiedzUsuńŚwietne zakładki książkowe !!!
OdpowiedzUsuńA magnesiki bardzo ładne :)
Miałaś dobry pomysł ze stemplowaniem tych cudeniek.
Pozdrawiam :)
te Twoje magnesy są niesamowite:))))
OdpowiedzUsuńOkrutnie podoba mi się hasło na magnesiku !
OdpowiedzUsuńzamiast ćwir napisałabym świr ;-)
OdpowiedzUsuń