"... kierujemy się na ogół tą maksymką, moc radości wzmacniać smutku odrobinką..." Jeremi Przybora

środa, 25 lutego 2015

Do herbaty z malinami...

najlepiej pasują książki, które zaczynają się słowy takiemi, jak "drzewiej" oraz "dawno dawno temu"...

Drzewiej... w świecie riuszek i plastronów... mantylek i szmizetek... etażerek i profitków... gdzie czasem i sawantkę, i szasera ujrzeć można... Co prawda jest to świat, w którym kobieta w moich latach byłaby zacną, szacowną matroną... ale dajmy mu szansę, bo ma czar, ma urok... A więc... Zawiążmy na wielką kokardę matinkę, przykryjmy ramiona jedwabnym fularkiem zdobionym nielicznymi galonkami, wyciągnijmy rękę po delikatną i niemal przezroczystą filiżankę w błękitne róże, upijmy łyk naparu z suszonych malin i otwórzmy na części pierwszej...


... i czytajmy:
"Polwica, w kwietniu 1892 roku
Ależ się zestarzała ta moja najstarsza siostra Józia! Nie widziałam jej blisko dwa lata i gdy wreszcie przyjechała nas odwiedzić na nowym gospodarstwie, przyznam się sama przed sobą, ze ledwie ją poznałam. Wiedziałam, że tylko ona może wysiąść z powozu wysłanego po nią na stację kolejową, ale kiedy wygramoliła się z wnętrza gruba jejmość odziana w jakaś przedpotopową mantylę, w czymś ciemnym i dziwnie nietwarzowym na głowie, z wielkim parasolem i czarną torbą w ręku, ledwie nie parsknęłam śmiechem (...). Boże, ile ona ma lat? Zaczęłam bezwiednie obliczać (...), dokonałam szybkiego rachunku i nie wyszło mi ani rusz więcej niż czterdzieści jeden lat. Jasne, że to już starszy wiek, ale ta siwizna (...). Ach, czy i Józia znalazła we mnie również takie same zmiany? Jestem od Józi o siedem lat młodsza, ale i moja młodość dawno minęła. Musiałam się siłą powstrzymać, żeby zaraz nie pobiec do lustra i upewnić się, jak naprawdę wyglądam. Ale nie było na to czasu. Obie z Józią zwróciłyśmy się do siebie, rzuciłyśmy się sobie w objęcia, zawołałyśmy równocześnie:
- Kochana, wspaniale wyglądasz, nic się nie zmieniłaś!"
A nie mówiłam, że dawno, dawno temu byłabym już starą starowinką!

"Marianna i Roże" opisuje życie Marianny z Malinowskich i Michała Jasieckich w latach 1890 - 1914, sięgając także krótkim posłowiem w 1926 rok. Jest to napisana w formie dziennika, na podstawie zapisków Marianny i licznych dokumentów z epoki, przejrzanej prasy, opowieść o należącym do Jesieckich majątku Ostrowieczko. Opowieść o codzienności i dniach uroczystych Ostrowieczka, o mieszkańcach okolicznych majątków i wsi, o dorastaniu i dojrzałym życiu dzieci Jasieckich. Jest to jednocześnie ciekawy i barwny, nakreślony z dbałością o realia historyczne, obraz ówczesnej Wielkopolski. 
Są więc tu i kłopoty z babami wielkanocnymi, które nie chcą urosnąć przed włożeniem do pieca. Jest zamieszanie przedweselne ze ślubami córek. Są zabawy wiejsko - dworskie po udanych sianokosach. I wyprawy do wód latem oraz wyprawki szkolne dla kolejnych dzieci posyłanych do szkół do miasta. 
Codzienność zanurzona jest mocno, z oczywistej przecież konieczności, w rzeczywistości politycznej, pośród zrywów patriotycznych i wielkich haseł wolnościowych, ojczyźnianych. Nie są one jednak tym, czego boimy się w takich lekturach. Nie ciążą, nie przyginają bohaterów, a stronom powieści nie każą spływać krwią, ale i one składają się na urok książki. Najwspanialsze bowiem jest, że jest to... taki patriotyzm codzienny, nie wykrzykiwany, nie bieganie ze sztandarem, nie puste hasła, ale codzienne małe czynności, codzienna dbałość o odebraną ojczyznę, pamięć o niej. 

Dodatkową impresyjkę myślową z lektury mam taką, iż obiekty naszych zmartwień są wieczne. I niezmienne są powody do obrażania się na świat, jego nowoczesność czy też nieobyczajność młodzieży.
Marzec 1901 roku. "Już za miesiąc jedyny nasz syn przeniesiony zostanie z domu do Poznania i będzie uczniem gimnazjum (...). Martwi mnie (...) ogromnie, że moje dziecko wyjdzie spod troskliwej opieki rodzicielskiej i będzie poddawane złym obcym wpływom. Nie dawno "Kronika Rodzinna" pisała, że nasza młodzież męska coraz częściej brzydko się wyraża. Na przykład na rodziców mówią "starzy". nauczyciel to "belfer", zakonnik przezywany jest "mnichem". o księdzu mają odwagę mówić "klecha". Każda starsza osoba to "stary piernik", a własna siostra to "facetka". Przecież to straszne! Młodzież męska podobno używa też słów nieprzyzwoitych, jak wyrażenia "dał dęba", "każ się wypchać", "nie zawracaj mi kontramarki", "trzeba sprawić mu lanie", "wzięli go na fis" i tak dalej. Nie mogę sobie wyobrazić, ze i mój Staś tak może się wyrażać. A poza domem wszystko, co złe może mieć do młodej duszy dostęp."
Czyż nie zacnymi owe przekleństwa zdają się być? :-)

Siedząc w naszym XXI wieku na tapczanie, a nie rozparłszy się w głębokim, uszatym fotelu, widząc prze okno rozświetlony sztucznym światłem blok na przeciwko, a nie zaprzężoną w parę koni bryczkę na piaszczystej drodze, na pewno zaprzyjaźnicie się z Marianną. Najpierw narzeczoną, potem kochającą żoną, troskliwą matką, i nad wyraz gospodarną wielkopolską gospodynią. 


"Marianna i Róże" wydaje mi się być, prócz tego, że wspaniałym, wciągającym czytadłem, od którego oderwać się można jedynie wtedy, gdy już trzeba wyjść do pracy lub po kolejny kubek herbaty, także lekką, ale i szlachetnie piękną, mądrą historią o sile rodziny.
Choć oczywiście tylko dla wielbicieli mantylek, galonków, szmizetek i szaserów... i malinowych herbat... 

... i może jeszcze zakładek w kształcie serca...





... a może i wielbicielek magnesów na lodówkę... 


... ? 

Ponieważ bywa, iż hołduję zasadzie wymienionej na muffinkowym magnesie, udam się właśnie do kuchni na obiad. Dziś podkuchenna Edyta serwuje w rodowej porcelanie (miska z Bolesławca:-)) - flaczki wegańskie! 
Pyszottta! Czego i Wam życzę:-) 
Edyta z Miską Flaczków:-)


14 komentarzy:

  1. ach, jak ja uwielbiam Cię czytać :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Edytko, dobrze jest chadzać ścieżkami Twoich wyborów literackich. Marianna już mi się podoba i wpisuję ją na listę "znaleźć i przeczytać koniecznie". Tym bardziej ,że od ponad pół roku oddaję się mrówczej i rzec można benedyktyńskiej pracy "tłumaczenia" listów osób z mojej rodziny pisane właśnie w tamtych latach - pierwszy jest właśnie z października 1891r. Pisownia i krój liter wiele wymagają od mnie sprytu, ale to nic, bo czyta się te listy płacząc raz ze wzruszenia, to znowu we śmiechu. Nosze się z zamiarem publikacji ich części na swoim blogu i nawet zrobiłam zakładkę "Listy" jednak wciąż się zastanawiam, bo przecież listy i pamiętniki, to takie intymne i delikatne są sprawy. A z drugiej strony są żywą historią. A z trzeciej strony, czy ich autorzy życzyliby sobie takiego upublicznienia? Z tym większą przyjemnością czytam inne cudze pamiętniki i listy, zwłaszcza jeśli już mają więcej niż 100 lat :)

    Jaka szkoda, że mam lodówkę w zabudowie, bo kolejne magnesiki są przezabawne :))) Czy ja mam coś metalowego ???

    Smacznego :)))

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie no, motto na muffinkach mnie po prostu powaliło!!! święta prawda!!! "Drzewiej" to jedno z moich ulubionych słów :-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Magnesy są świetne;) z zakładka jeszcze lepsza:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Żeby tylko "starzy", "belfszy", "facetki" itp gościły na ustach dzisiejszej młodzieży, a szczególnie- niestety- dziewcząt, byłoby ok. Zakładeczki i magnesiki fantastyczne. Pozdrawiam cieplutko, Edytko <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aaa!!! i pod jednym dachem mieszkało się z "wapniakami" :p

      Usuń
  6. Umarłam!
    nie, nie od książek!
    od Twojej zakładki!
    idealna, genialna, fantastyczna!
    i ta kokardka!
    miodzio :)
    poezja dla oczu :))
    Jednak to prawda że najprostsze rozwiązania są najpiękniejsze! :)
    no magnesy też boskie, takie w "Twoim stylu"

    OdpowiedzUsuń
  7. Magnesy znów mnie rozwaliły zwłaszcza tekst :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Oj zgadzam się lubię dobrze zjeść by się byle komu nie spodobać ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Świetne zakładki książkowe !!!
    A magnesiki bardzo ładne :)
    Miałaś dobry pomysł ze stemplowaniem tych cudeniek.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  10. te Twoje magnesy są niesamowite:))))

    OdpowiedzUsuń
  11. Okrutnie podoba mi się hasło na magnesiku !

    OdpowiedzUsuń
  12. zamiast ćwir napisałabym świr ;-)

    OdpowiedzUsuń