"... kierujemy się na ogół tą maksymką, moc radości wzmacniać smutku odrobinką..." Jeremi Przybora

sobota, 13 kwietnia 2013

Dzień Czekolady

Wczoraj, czyli  12 kwietnia, kalendarz w kuchni pokazywał... Ba! On krzyczał, że mamy Dzień Czekolady! Smakowite, słodkie, rozkoszne święto. Tylko wstać skoro świt i nurzać się w czekoladzie od rana do nocy. Co oczywiście zamierzałam uczynić. A co jakoś tak nie do końca mi wyszło. Gdy tylko moja ręka zmierzała ku kostkom z czekoladowego telegramu z Chocolissimo (występowały u nas na wielkanocnym stole, na dzień dobry, w roli słodkich zajączków) natychmiast myślałam, ileż to minut dodatkowej jazdy na rowerze... Niepokojące zjawisko. Ale jednak zmierzanie ku ideałowi kuli czas przerwać i stąd moja okrutnie ciężka walka z pokusą czekoladową. Niemniej każdy rodzaj przesady to objaw szaleństwa umysłu :-) więc do pierwszej kawy, porannej rozkoszowałam się kostką z uśmiechem. Mama - kostką z serduszkiem. Ku mej wielkiej radości Mama nie jest fanką czekolad mlecznych:-), a wielbicielką gorzkich, więc cała reszta pozostała dla mnie:-) Całe piękne kwadratowe bardzo grubiutkie aksamitnie mlecznoczekoladowe cztery kostki. Och...   




Niby to nic, ale - powiadam Wam - taaaka czekolada to ... lepsze niż seks i poezja francuska w oryginale razem wzięte :-) (Jej, mam nadzieję, że nie pozerukuje tu młodzież nieletnia. Chociaż ... dzisiejsza nieletnia młodzież pewnie wie więcej - o seksie rzecz jasna myślę tu - niż ja będę wiedzieć w jesieni życia :-)).

Czekolada to jedna z moich słabości:-) Taka wieeeeelka słabość. Mój idealny zestaw - czekolada mleczna, kawa, książka. Mój idealny zestaw - Międzyzdroje, kawa, czekolada mleczna i Towarzystwo. Mój idealny zestaw - zimne mleko, czekolada mleczna i dobry film w nocy, gdy wszyscy śpią. Idealny zestaw - kawa, Goście Przemili, czekoladowe muffinki z polewą czekoladową. Idealny zestaw - koszyk na zakupy, karta płatnicza, moi, regał z czekoladami ...

Czekolada to wyrób czekoladopodobny lat 80tych, często oczywiście w białej etykiecie zastępczej, w grubym, sztywnym sreberku. Obrzydliwstwo obrzydliwe z pewnością. Ingrdiencje nieznane, ale pewnie aż strach się bać. Towar niegodny leżeć, nawet nie na jednej półce, ale w jednym pomieszczeniu, z czekoladą przez wielkie C. Ale jakież to było pyszne!!!! Najsmaczniejsze gdy poleżało sobie na kaloryferze, lub na słońcu, podgrzało się, roztopiło nieco. Moja koleżanka kładła na akumulator w wartsztacie swojego ojca. Efekt ten sam. Wtedy łyżeczką lub paluchem ... Ach!

Czekolada to wielka, olbrzymia, gigantyczna pralina, którą Ojc przywiózł był z którejś delegacji. Także lata 80te. Czerwone prostokątne pudło, z białymi różami na wieku, wyłożone mocno szeleszczącą brązową podkładką z licznymi dołkami. A w dołkach zawiniętę w pazłotka (skąd w ogóle ten trochę czrodziejsko brzmiący wyraz "pazłotko"?) różnokształtne i różnosmakowe czekoladki. Nie to żebyśmy mieli jakąś reglamentację słodyczy w domu, bo nie było za bardzo co relgamentować. Jednak co do praliny ... raz na kilka dni Tato wyciągał ją z szafki, otwierał pudło ... cała nasza czwórka domowników stała nad czekoladkami i rozmyślała co tym razem wziąć ... przyciskało się nieco brązową podkładkę, pięknie zaszeleściła, czekoladka wysuwała się ku górze ... rozwijało się dźwięczącą złotą cynfolię i ... znowu ajerkoniak! Tfu!!!! Ale były i czekoladowe, truflowe, nugatowe ... Gdy po czekoladkach pozostało wspomnienie przysposobiłam sobie pudło po nich. Trzymałam w nich przez wiele lat różne dziecięce, potem dziewczęce, skarby. 
Bardzo często gdy widzę w sklepie praliny, a których jestem fanką jedynie ze trzech, czterech firm (zwłaszcza serduszka z Milki, okrągłe pralinki z Lindt, pralinki z Chocolissimo, och...) przypomina mi się nasza rodzinna przygoda z wieeelkim pudłem czekoladek. I bawi mnie myśl, że moje pudełko po pralinakch - pudełko na skarby było przedmiotem podziwu i zazdrości moich koleżanek. Kto dziś trzymałby takie zwykłe opakowanie po pralinie? W późnych latach 70tych i w 80tych to w ogóle były SKARBY! Zbierało się papierki po czekoladach, po gumie, batonikach. Miałam masę opakowań po gumach "Bolek i Lolek" kupowanych w pobliskim kiosku Ruchu, "Donaldy" to była już wyprawa do delikatesów "Smakosz". Także opakowania po czekoladach nadziewanych, na których były widoczne różne gatunki kwiatów, nie pamiętam jak nazywały się te czekolady. To one właśnie, między innymi, stanowiły zawartośc wielkiego pudła po pralinach.

Czekolada to blok czekoladowy "Bambo", także 80te lata. Niedawno dojrzałam, że jeszcze istnieje. Leżał sobie ciuchutko i skromnie na półce w markecie. Aż mi było szkoda biedaka, towarzysza z dzieciństwa. Kakao, cukier, mleko w proszku i ciasteczka. Jeśli dobrze pamiętam. Kruszył się strasznie. Pyszotka!

Czekolada to wyprawy mojego Brata do Niemiec. Jeszcze NRD ? Nie pamiętam dokładnie, ale chyba jakby tuż po zburzeniu muru berlińskiego. Przywoził z tamtejszego marketu batony i czekolady z orzechami. Razu pewnego, tuż przed Wielkanocą przywiózł też czekoladową, dużą figurkę kaczki i zająca. W grubym, kolorowym pazłotku. Tato wstawił je do kredensu i trzymał pod kluczem przez całe święta:-) Dla żartu rzecz jasna. Byliśmy ewidentnie nimi zachwyceni i nikt by nie śmiał ruszyć. Gdzieżby teraz ... Chociaż do dziś bardzo lubimy zające i mikołaje, i tak dalej. Na każde święta obowiązkowo znajudują się w naszym domu. Oczywiście ... w kredensie zamknięte na klucz:-)

Czekolada to także ogromna tabliczka czekolady, chyba z 400 gramowa, którą dostał mój Tato. Trzymał ją ... a jakże ! :-) pod kluczem w barku. Żeby nikt się nie dobrał, w sposób niekontrolowany, do czekolady, po każdorazowym jej rozdzieleniu zamykał ją i ... zaklejał ... szarą taśmą pakową ... Wiem, wiem, trochę dziwna ta nasza rodzina:-) Jednak czego się nie robi dla zrobienia wrażenia :-) 

Czekolada to także Milka w kinie w Międzyzdrojach. Gdy pracowałam przez 14 lat, 6 miesięcy i 12 dni w firmie, która już nie istnieje, co roku - od 93 - jeździłam ze Znajomymi do firmowego ośrodka wczasowego w Międzyzdrojach. Było bosko! Wilgocią pachnące domki wsunięte w las, tuż tuż od morza. Ubikacja w kompleksie sanitarnym. Zimna woda od rana do nocy, ciepły prysznic tylko koło 3 nad ranem. Komary. Bosko! Cudnie! Fantastycznie! To były najpiękniejsze wakacje na jakich bywałam.
W Międzyzdrojach stało sobie jeszcze stare kino, dziś nawet fundametnów po nim nie ma. Chodziło się do kina różną ekipą, każdy bowiem robił co chciał. Najczęściej bywałyśmy w nim we trzy: Alabama z Miejscowości, a teraz już ze Stolicy Wlkp, Margharett-nie-Gosia i moi. Kino było przeważnie puste. Film puszczano od 10 widzów:-) Bywało, że zebranych kilka osób kupowało brakujące, dla emisji filmu, bilety. Zdarzyło się kilka filmów, na których były "tłumy". Czułuśmy się wtedy dziwnie, niesowojo:-) Kino pachniało wilgocią, pleśnią, siedzenia twardawe. I było bosko! I tu wkracza czekolada, albowiem na każdy seans (a chodziłyśmy niemal codziennie, czasem na dwa, z rzadka na trzy seanse różnych filmów po kolei) brałyśmy ze sobą obowiązkowo cukierki Nimm2 oraz czekoladę Milkę. Otworzenie czekolady następowało przed filmem, tak by nie szeleścić pazłotkiem (chociaż ... komu to niby miało przeszkadzaś, tym siedmiu pozostałym osobom :-) no ale jednak!). Milka i inne czekolady miały jeszcze piękne, "starodawne" opakowanie pazłotkowe czy raczej sreberko!!, w które to ten świstak tą czekoladę ... i dopiero na to papierowe opakowanie. Dzisiejsze, występujące w większości "gatunków" czekolad, plastikowe koszulki to profanacja i odczarowanie czekolady. I rozczarowanie:-) Jeszcze przed zgaszeniem świateł następowało hasło "Po maluszku!" i każda z nas urywała sobie po linijce czekolady. 
Ja wiem, że to wszysto może tak dziwnie brzmieć ... może infantylnie ... dla mnie to jedna z tych cennych chwil ... Każdy ma w sobie takie wspomnienia, które są ... a, nie ważne...       

Czekolada dla mnie to także strzelająca, głęboko mleczna czkoladowa skorupka na lodach Magnum. To chrupiąca otoczka ptasiego mleczka z Wedla. To cudowna kompozycja czekolady i miękkiego miętowego wnętrza After Eight. A także gorzka czekolada, a jakże!, z nutką pomarańczy, papryczką. Gorzka czekolada musi być mocno, mocno kakaowa. Tak najchętniej choć z 60% kakao.

Łoj, niedobrze ze mną. Tyle zdań o czekoladzie... To z pewnością jakaś jednostka chorobowa:-)

W Dniu Czekolady, tj. raczej po tym dniu, apeluję: kochajmy Czekoladę :-) :-) bo wszak i zdrowa ona też jest! Głównie gorzka. Bo magnez, bo ... takie tam różne.

Padam do nóżek sobotnio, nieco jesiennie, wieje ... Wiosna ?
Edyta z Kubkiem Kawy


7 komentarzy:

  1. Twoja miłość do czekolady jest naprawdę WIELKA ;) Pozdrawiam czekoladowo :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ech, wspomnienia... łza się w oku kręci... Pozdrawiam z Wiadomej Stolicy:-) Alabama

    OdpowiedzUsuń
  3. blok czekoladowy powiadasz :) Jestem jego wielką fanką, choć samej czekolady niekoniecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  4. ...nic dodać nic ująć...to se ne wrati.. Margareth

    OdpowiedzUsuń
  5. Dzień bez słodkiego dniem straconym! :) Połknę każdą postać słodyczy, prócz czekolady gorzkiej. ;)

    OdpowiedzUsuń