"... kierujemy się na ogół tą maksymką, moc radości wzmacniać smutku odrobinką..." Jeremi Przybora

sobota, 23 marca 2013

Dzień Windy i dwa inne święta

W kalendarzu w kuchni mamy znowu leciutki tłok. Powciskane obok siebie, w małej krateczce 23 marca: Dzień Windy, Dzień Przyjaźni Polsko - Węgierskiej oraz Międzynarodowy Dzień Lasu.

Dzień Windy to szybkie skojerzenie z moją lekką klaustrofobią. Jednak przede wszystkim to film, chyba z końca lat 50 ubiegłego wieku (jeeeej, jak to brzmi). "Windą na szafot" Louisa Malle'a. Z muzyką Miles'a Davis'a. I z genialną, jak zawsze, Jeanne Moreau. Jeśli mnie pamięć nie myli to chyba taki początek początków Nowej Fali. Chyba... Czarny, mroczny, gęsty. Bardzo lubię ten film. I Louisa Malle'a.

Dzień Przyjaźni Polsko - Węgierskiej to   o c z y w i ś c i e   "Chłopcy z Placu Broni" Ferenca Molnara (dobrze pamiętam?) i Nemeczek. Upłakałam się kilkadziesiąt razy.
I coś węgierskiego to także film "Kontrolerzy" sprzed kilku lat. Nie pamiętam zupełnie reżysera. Całość rozgrywa się w metrze budapeszteńskim. Może to ono tworzy ten nastrój? Ciekawy, trochę postrzelony, trochę do śmiechu, trochę mroczny, trochę nastrojowy, trochę do słuchania (świetna do słuchania w sali kinowej muzyka). Byłam na tym filmie trzy dni pod rząd. W naszym miejscowym kinie, którego już nie ma, a podobno ma ożyć. Pierwszego dnia oprócz mnie była pani bileterka ... drugiego dnia trzy osoby ... trzeciego dnia ... tłok! ... siedem osób. Świetne doświadczenie. Nie nazbyt rzadkie w naszym Nieistniejącym Już Kinie. I to miało swój urok, ach.  
I coś węgierskiego to Bela Bartok, którego nie rozumiem i dlatego nie lubię. Albo nie lubię i dlatego nie chce mi się go zrozumieć.
I coś węgierskiego to także Sandor Marai, którego odkryłam kilka lat temu i uwielbiam bezgranicznie. Bo na przykład: 

"Wielka namiętność - w miłości czy w sztuce - jest zawsze radosna. Psuedonamiętność jest ponura, patetyczna i zadyszana." 

I coś węgierskiego to piosenka obecna w moim życiu odkąd pamiętam. Dzięki Trójce i dzięki Szczurkowi. "Dziewczyna o perłowych włosach" Omegi. Bardzo piękna rzecz. Coś mi się wydaje, że czas jakiś temu śpiewał ją też Kult.

Międzynarodowy Dzień Lasu czyli natura, przyroda, ptaszki co świergolą, dziki co wyskakują znienacka i pędzą przez ścieżkę, grzyby!!!!!, kleszcze i pająki, spacery z Bastą, podchody z podwórkowiczami w dzieciństwie na Grunwaldzkiej oraz patyczki i szyszunie. Czyli dobre i złe w jednym a jednak ogólnie przemile przemiłe. Gdyby nie chamstwo wyzierające w postaci śmieci w lesie.
Chciałam, z okazji owego Dnia Lasu, zaprezentować obraz natury w miniaturze w domu, ale na stół wkradł się Sierściuch i całość diabli wzięli. Chociaż ... Jest drewno czyli jakby drzewo w lesie (meble), jest zieleń czyli roślinność (kocia trawka), a dzięki Kotto jest i zwierz jako taki. Można go nawet podciągnąć pod rysia, przy odrobinie dobrej woli.




W ten potrójnie świąteczny dzień apeluję: po pierwsze - windy nie psujcie się, boję się!; po drugie - niech żyje przyjaźń polsko - węgierska i Sandor Marai, i Omega; po trzecie - szanujmy zieleń! szanujmy lasy!!!! Jak to kiedyś stało na tabliczkach na trawnikach? "Szanuj zieleń boś nie jeleń!"

Padam do nóżek
Edyta z Kubkiem Kawy

Ps. Przyszedł prezent dla Mamy! Ależ była radość! I Kartka Osobiście Rysowana Przez Martę z Wielkopolski! Ależ była radość!!! Ale o tym niebawem :-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz