A dzień ten to mój ciągły zachwyt nad "Scenariuszem dla trzech aktorów" oraz "Kwartetem dla czterech aktorów", a także i "Scenariuszem dla nie istniejącego lecz możliwego aktora instrumentalnego" Bogusława Schaeffera w Teatrze Stu w Krakowie. Niestety, nie nad "żywymi" spektaklami zachwyt, a nad nagraniami w teatrze telewizji. I także z tego teatru i tą drogą, z niemal podobną obsadą - bo bracia Grabowscy, bo cudny Peszek, bo boski Frycz, a i także genialna Bielska - księdza Kitowicza "Opis obyczajów za panowania Augusta III czyli jak zwyczajnie się wszędzie mięsza złe do dobrego". Uczta, panie dzieju, uczta! A i ubaw!
A tak mi też w pamięci, jako żywo, stoi moment, gdy na począteczku czwartej klasy liceum pojechaliśmy z klasą do teatru do Województwa. Mój ulubiony "Idiota" z księciem Myszkinem, sztuka na podstawie książki Fiodora Dostojewskiego. Poważnie, miło, cicho, nastrój świątyni sztuki obecny. Naprawdę bardzo mi się podobało i do dziś bardzo lubię tą książę. Bardzo. Wspaniała lektura na jesień. W którejś scenie dwójka bohaterów siedzi na ławeczce i o czymś rozmawia. Padło w pewnej chwili słowo "zbratać się", zupełnie niewinnie, a nawet w sensie braterstwa duchowego. Moja koleżanka niestety bardzo dosłownie odebrała owo bratanie się, co stanowiło skutek uboczny omawianej właśnie na polskim "Ferdudurke" Gombrowicza, gdzie to o brataniu się z parobkami była mowa. Mam nadzieję, że mój nadgryziony zębem czasu umysł dobrze pamięta te lektury. Być może coś nie tak pamiętam? W każdym razie koniec wydarzenia był taki, że w środku siebie - mam nadzieję, że tylko w środku siebie - chichrałyśmy się bardzo długo, niepoważnie i karygodnie, biorąc pod uwagę miejsce wydarzenia. Jak to w wieku z piegowatymi myślami jeszcze. Skutek zaś wydarzenia taki, iż postawiłam sobie za punkt honoru, iż w każdym wypracowaniu, pracy klasowej z języka polskiego użyję wyrazu "zbratać". No naprawdę, człowiek to ma pomysły ... Honor uratowany! Nawet w pracy na maturze pisemnej, na temat miłości w sztuce, dramacie i literaturze, zastosowałam wyraz "zbratać". To się nazywa zacięcie. A raczej głupota :-)
Mój kontakt z teatrem ogranicza się niemal wyłącznie - bardzo niestety! - do tetru telewizji. A i tu można obejrzeć naprawdę fantastyczne rzeczy. Jak "Przedstawienie Hamleta we wsi Głucha Dolna" bodaj ... czeskiego autora, nie jestem też pewna nazwy wsi. Wspaniała rzecz. Jak "Upiór w kuchni" z Ireną Kwiatkowską, Hanną Śleszyńską czy Wiktorem Zborowskim. Jak kilka inscenizacji Szekspira. Jedno bodaj z Fryczem. Jak "Igraszki z diabłem" ach, perełka! Czy trochę Moliera. A dawne czwartowe teatry sensacji, słynne Kobry! Podglądałam przez przymknięte drzwi do pokoju rodziców :-) Oficjalnie pozwalano mi oglądać jedynie wijącą się wężowato kobrę i jej jadowity uśmiech. I do łóżka dziecko drogie!
W Międzynarodowym Dniu Teatru apeluję o chodzenie do teatru! Zwłaszcza do siebie o to apeluję! I powagę stosowną dla tego miejsca! I o jak najwięcej teatru w poniedziałkowej telewizji. I jak najmiej teatru w życiu ...
Padam do nóżek
Edyta z Kubkiem Kawy
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz